Rozwiewając wątpliwości, od razu wyjaśnię, że chodzi o tatę Karolka i Zosi. Często myślę, że jednym z najpiękniejszych prezentów, jaki dałam moim dzieciom, to ich tata. Jest dla nich błogosławieństwem, tatą na pełnym etacie: dającym poczucie bezpieczeństwa, kochającym w czynach i słowach. I ciągle zarzucającym sobie samemu, że za mało czasu poświęca dzieciom, choć jest to typ człowieka, który raczej pracę odłoży na potem, niż bycie z dziećmi (potem są zarwane nocki i nadrabianie zaległości). Zbyszek o ojcostwie właściwie nie rozmawia, a jego ewentualny głos w dyskusji o kryzysie/istocie ojcostwa dziś, to po prostu ciągła postawa bardzo czynnej, bezwarunkowej miłości pokazującej świat, otwartej na Boże działanie, uczącej kochać ludzi, współczującej, stawiającej wymagania i przepraszającej, kiedy się człowiek rozminął z mądrą dobrocią. W debacie o ojcostwie daje głos, głównie głos sprzeciwu, wtedy, gdy po raz kolejny słyszy o urlopie tacierzyńskim, zamiast o urlopie ojcowskim.
Ojcostwo nigdy nie było łatwą sztuką a dziś dodatkowo bycie tatą napotyka na inne, nowe przeszkody. Swoją drogą, częściej chyba się mówiło i mówi o trudnej roli matki niż o niełatwej roli ojca. Dlaczego? Można byłoby się nad tym zastanowić.
Ojcostwo nigdy nie było łatwą sztuką a dziś dodatkowo bycie tatą napotyka na inne, nowe przeszkody. Swoją drogą, częściej chyba się mówiło i mówi o trudnej roli matki niż o niełatwej roli ojca. Dlaczego? Można byłoby się nad tym zastanowić.
Od faceta dzisiaj wymaga się, żeby pracował, zarabiał, gotował, chodził na zakupy, odkurzał, był macho a jednocześnie unisex. Żeby potrafił rozmawiać o uczuciach ale, żeby był "facetem z jajami" i nie rozklejał się, kiedy sytuacja wymaga męskiej decyzji. Żeby czcił święte prawa kobiet, a swoje własne zdanie na nazywał własnym zdaniem, tylko przyznał się, że przede wszystkim przemawia przez niego urażona męska duma. Urażona męska duma bywa nieznośna, ale chyba nie bardziej niż nasze babskie gadanie i przewrażliwienie na własnym punkcie. No i od apoteozy taty przeszliśmy do jałowej i nudnej już dyskusji o prawach kobiet i obowiązkach mężczyzn. A że jałowa, to też ją kończę.
Kiedy przypominam sobie nasz mega krótki czas przedślubny - przed decyzją o ślubie znaliśmy się 3 miesiące. Ciekawskim i coś tam podejrzewającym wyjaśnię, że Karolek urodził się 14 miesięcy po ślubie. Po prostu było nam ze sobą dobrze i nie chcieliśmy dłużej zwlekać ze ślubem - no więc, kiedy wspominam tamten czas i odwiedziny w rodzinie, gdzie zawsze dużo było dzieci, to stwierdzam, że te spotkania rodzinne wyglądały podobnie. Pierwsze 15 min. razem, a potem ja zostawałam przy sałatce, herbacie, ciociach, wujkach itd a Zbyszka porywały dzieci. Dzieciaki w rodzinie zawsze czekały na wujka Zbyszka. Przyjmowałam to z radością i nieuświadomionym spokojem o jego ojcostwo i nasze rodzicielstwo. Uświadomiły mi go ( ten spokój znaczy ) dopiero miesiące spędzone z Karolkiem w szpitalu. Dla personelu normą był tata nieobecny. Nieważne z jakiego powodu (bo nie chciał, bo nie mógł, bo musiał pracować, albo zostać w domu z pozostałymi dziećmi), to było sprawą drugorzędną. Generalnie tata nie był zorientowany w leczeniu dziecka. A jeśli już był w szpitalu fizycznie, to personel medyczny i tak zwracał się do mamy, traktując ojca jak odwiedzającego, nierozumnego, niezdolnego zrozumieć. W najlepszym wypadku jak powietrze. A ponieważ doskonale wiedziałam, jak to wygląda u nas: że Zbyszka wiedza o leczeniu, opiece czy usposobieniu Karolka nie różni się w istocie od mojej, a moje od jego, to takie podejście lekarzy czy pielęgniarek było i dla mnie bardzo bolesne. Oczywiście zdarzały się wyjątki, których z czasem chwalebnie przybywało. O konieczności zmiany tej postawy przekonały ich nie słowa, ale fakty. Codzienna obecność Zbyszka u Karolka ( zmienialiśmy się, a z czasem Zbyszek zamienił pracę w szkole na pracę "w domu", żeby móc częściej być z małym i ze mną), ich wspólne zabawy, odsysanie, obsługa respiratora , karmienie przez PEGa, z czasem zmiana rurki tracheostomijnej. O przewijaniu, kapaniu i tym podobnych drobnostkach nie wspominając. Wszystko to pokazało personelowi, że Zbyszek nie jest tatą niedzielnym a ja matką Polką, samotnie pchającą to koło młyńskie. Takich ojców było dużo więcej. Takich ojców spotykamy ciągle, w fundacji hospicjum domowego Alma Spei, w Poznańskiej klinice, w przedszkolu Karolka. Ojców mniej widać, bo mniej mówią. I gadanie, że powinni się otworzyć i mówić, mówić nie jest do końca uzasadnione. Owszem, bardzo ułatwiłoby to nam kobietom życie. Im zapewne też. Ale zmieniając nieco perspektywę, można również powiedzieć, że czyny bez słów niosą informację nie mniej istotną niż te zwerbalizowane, więc może warto potrenować dostrzeganie. Taka umiejętność przydaje się bardzo nie tylko w kontakcie z własnym mężem, ale i z dziećmi:)
Zbyszek to taki facet, który płacze, kiedy się wzrusza, i nie szczędzi słów ostrej, bywa że i niecenzuralnej krytyki, kiedy inne środki zawodzą i potrzebna jest twarda męska decyzja. Niestety/stety kilka razy zdarzyło nam się, że dopiero taka postawa ruszyła do przodu nieporuszone terminy i ciągnące się ponad miarę oczekiwanie na konsultacje, zabiegi, badania.
To facet, który lubi punk rocka i śpiewa kołysanki dla dzieci (nie tylko o żołnierzach przeszywanych kulami- jak można byłoby wnioskować po filmiku:)); który ma umysł interdyscyplinarnego poligloty i potrafi zrobić z siebie niezłego pajaca, żeby tylko dzieci się śmiały. Ta interdyscyplinarność to też efekt otwarcia na własne dzieci. Bo żeby lepiej rozumieć i móc się dogadać z logopedami Karolka (którzy często praktykowali odmienne od siebie szkoły), sam skończył logopedię. Miłym skutkiem ubocznym ćwiczeń prowadzonych przez Zbyszka z Karolkiem było samoistne nauczenie się przez półtoraroczną Zosię literek. Zbyszek to facet, który bardzo chciałby nareszcie się wyspać, ale kiedy któreś z młodych zakwili w nocy, to zrywa się na równe nogi. Który nie lubi tańczyć (nie licząc pogo), ale z dziećmi i dla dzieci tańczy statystycznie co drugi dzień:) Skręca go na głosy ekspertów, ale jeśli głos ten wnosi coś inspirującego i godnego uwagi, a zdrowy rozsądek każe mu przyznać ekspertowi rację w takiej czy innej kwestii wychowania dzieci, to zrobi to, nawet jeśli ekspertem jest psycholog. To jest taki facet, który ma poczucie własnej wartości i potrafi przyznać, że nie on tutaj rządzi, bo nie on jest Bogiem, ale jest nim Bóg. A ponieważ to ojciec przekazuje dzieciom wartości, mogę żywić nadzieję, że nasze dzieci/dziecko (bo Karolek, wiadomo- Wielka Niewiadoma:)) dostaną na drogę niezbędnik dojrzałego człowieka. Bo widzą jak ich tata się modli i przeprasza, jak mówi, że kocha i dziko się cieszy, kiedy jest radość. No i w końcu to jest facet, który ma wady i o nich wie. I ciągle nad sobą pracuje(my:)).
Myślę, że nie wiem do końca, ile, szczególnie w trudnych momentach (choroby Karolka, pobytów szpitalnych, w trudnych finansowo okresach, czy w różnych innych sytuacjach) Zbyszek podjął wyrzeczeń i stawił czoła własnym słabościom, pokonał je i nigdy sie tym nie "pochwalił".
To cudowne, że Karol ma takiego tatę! To cudowne, że Zosia ma takiego tatę! I Bogu dziś dziękuję, że taki to właśnie prezent na całe życie, mogłam ofiarować moim dzieciom:)
Twoje zdrowie kochany!
Swego czasu najskuteczniejsza kołysanka dla Zosi brzmiała tak: A on do wojska był przynależniony! A ona za nim płakała! Cztery! A pierwsza kula pierś mu przebiła o wpół do pierwszej godzinie! Cztery! A druga kula pierś mu przebiła o wpół do drugiej godzinie! Cztery! A trzecia..itd. itd.
Tym razem Zosia zasnęła, gdy 24 kula przebiła pierś nieboraka. Możnaby powiedzieć, że wyrobiła się w dobę:)
Myślę, że nie wiem do końca, ile, szczególnie w trudnych momentach (choroby Karolka, pobytów szpitalnych, w trudnych finansowo okresach, czy w różnych innych sytuacjach) Zbyszek podjął wyrzeczeń i stawił czoła własnym słabościom, pokonał je i nigdy sie tym nie "pochwalił".
To cudowne, że Karol ma takiego tatę! To cudowne, że Zosia ma takiego tatę! I Bogu dziś dziękuję, że taki to właśnie prezent na całe życie, mogłam ofiarować moim dzieciom:)
Twoje zdrowie kochany!
Swego czasu najskuteczniejsza kołysanka dla Zosi brzmiała tak: A on do wojska był przynależniony! A ona za nim płakała! Cztery! A pierwsza kula pierś mu przebiła o wpół do pierwszej godzinie! Cztery! A druga kula pierś mu przebiła o wpół do drugiej godzinie! Cztery! A trzecia..itd. itd.
Tym razem Zosia zasnęła, gdy 24 kula przebiła pierś nieboraka. Możnaby powiedzieć, że wyrobiła się w dobę:)
A na następnym krótkim metrażu Zbyszek próbuje poradzić sobie z emocjami kibica, bo na ringu Kaku próbuje pokonać łyżeczkę.
A dalej efekt próby wyselekcjonowania "kilku" zdjęć z kilku tysięcy uchwyconych chwil ocalonych od zapomnienia. Nie chronologicznie, bo też nie ona jest dziś najważniejsza.
Roczek Zosi |
Trudne lekcje z pionizacji... |
No właśnie. O tym nie napisałam: Zbyszek okro[nie nie lubi kiedy robi mu się zdjęcia. |
"Słyszałeś?!" |
To nie tylko rozdrabnianie pokarmu, ale domowe ćwiczenie z integracji sensorycznej. |
Dwudziesto cztero godzinna Zosia:) |
Spływ kajakowy w lądowej odsłonie. |
Kilka dni po wszczepieniu implantu ślimakowego Karolkowi. |
4 komentarze:
Przepiekne. Dziekuje.
piękny post...
Dziękuję Wam. Miałam wdzięczny temat, to i wdzięcznie mi się pisało:)
cudownie tak być....
Prześlij komentarz