Za każdym razem, kiedy jedziemy z Karolkiem do poznańskiej kliniki, mam nadzieję, że tym razem uda nam się odwiedzić palmiarnię. Udało nam się to przy ostatnim pobycie dwa tygodnie temu. Urlopując się na kilka godzin dzień przed zabiegiem, spacerowaliśmy po Poznaniu, podziwiając kamienice, odmienne od tych krakowskich. Nie wiem czy tak wyglądają kamienice w całym Poznaniu, ale te które widzieliśmy na trasie naszego spaceru w większości miały piękne, dekoracyjne loggie. Oprócz nich bardzo podobały mi się duże i mniejsze ale zawsze surowe i proste budynki z czerwonej cegły. Pięknie utrzymane. Prawdopodobnie jeden z takich kompleksów który mijaliśmy, był niegdyś koszarami i ujeżdżalnią, albo stajnią dla koni. I tak szliśmy sobie przez spokojny bożociałowy czwartek a w głowie nieodłącznie towarzysząca mi w Poznaniu myśl (zaraz po tej o badaniach, zabiegu, rekonwalescencji, wypisie i kolejnym terminie przyjęcia Karolka do kliniki) o palmiarni. Rozmyślanie o tym, że jak już będzie ok z Karolkiem to musimy dowiedzieć się jak tam dojechać, przerwało mi Zbyszkowe: "O! zobacz, palmiarnia:):)". Po prostu na nią weszliśmy:)
A dokładnie od strony kawiarni "7 kontynentów", która jest w jednym z pawilonów Palmiarni. Ponieważ było juz dość późno i kawiarnię właśnie zamykano, to zdążyłam jedynie rzucić nań okiem ( oczarowana:)) a dalej nogi poniosły nas do parku Wilsona. Początki parku to koniec dziewiętnastego wieku. W międzywojniu zrealizowano ciekawy pomysł umiejscowienia obok siebie części w stylu angielskim (nieregularnej bliższej naturalnej roślinności)i francuskiej ( z zachowaniem geometrycznej równowagi i starannie utrzymanej regularności). Zanim stał się parkiem miejskim, był Ogrodem Botanicznym. Przed brama główna moją uwagę zwróciło popiersie T.W. Wilsona raczej jego profil i cudnie dopracowana, art decowa stylizacja jego fryzury:) Najprawdziwsze art deco. Piękne.
A początki Palmiarni to początek XX wieku. Systematycznie przybywały w nim kolejne pawilony. Dziś jest ich osiem. W jednym z nich mieści się akwarium i ryby większe o d Kaku:). Toteż nie można się dziwić, że robiły na nim wrażenie. No i jeszcze może słówko o kawiarni "7 kontynentów". Cudownej, klimatycznej, zarośniętej:) Znajduje się w trzecim pawilonie. Przy filiżance idealnego espresso czy bajecznej herbaty serwowany jest seans relaksacyjny. Inaczej być nie może. Muzyka z wyczuciem wkomponowana w bujna roślinność, przemiła obsługa i zapach domowego ciasta...mmmmmmmm...chcę tam wrócić:) A myśl o kolejnej wizycie z Karolkiem w Klinice umila właśnie nadzieja na kolejną wizytę w Palmiarni.
Kiedy mówiliśmy pielęgniarkom o naszych planach odwiedzenia Palmiarni, jedna z nich opowiadała o swojej ostatniej tam wizycie, wspominając cudowne, egzotyczne motyle, które przysiadają na zwiedzających. Miałam nadzieję, że jakiś piękny motyl przysiadzie w blond lokach Karolka, ale okazało się, ze tamta wystawa była czasowa a nasza (super skądinąd) pielęgniarka miała wyjątkowe szczęście. Nas natomiast po przejściu z rajskiego trzeciego pawilonu, czyli kawiarni, do kolejnego obezwładnił swoim pianiem kurduplowaty, nastroszony egzotyczny kogucik, pilnujący swojego ledwo wyrośniętego drobiu rodzaju żeńskiego.Kogucik sterczy przy wejściu do akwarium i ma szczęście, że ryby głosu nie mają.
Polecam Wam bardzo! Przy okazji wizyty w Poznaniu, Palmiarnia - obowiązkowo!
Wrzuciłam trochę zdjęć. Pewnie byłyby o wiele lepsze, gdybym mogła korzystać z super obiektywu nikona. Ale ponieważ biedaczek (ofiara nieświadomych niczego i wszystkiego ciekawych rączek małej dziewczynki i braku rozwagi jej mamy) czeka na naprawę, to jeszcze długo przyjdzie mi poczekać na naprawdę fajne zdjęcia. Mam jednak nadzieję, ze te i filmik o Palmiarni zachęcą Was wystarczająco:)
0 komentarze:
Prześlij komentarz