Napisać list do św. Mikołaja z nadzieją, że święty pozytywnie ustosunkuje się do listu i przyniesie ten jedyny wymarzony prezent, to "obowiązek" każdego dziecka. Ale dostać list od świętego Mikołaja - to już przywilej niewielu dzieci; w tym roku i naszych. A oprócz przywileju, radość, zdumienie, zachwyt i coś, o czym opowiada się dziadkom, paniom w przedszkolu każdemu, kto spyta "czy przyszedł do Ciebie św. Mikołaj" i wielu innym, którzy nie spytają:). To, że Sw. Mikołaj napisał listy do Zosi i Karolka dla Zosi było co najmniej tak samo ważne, jak to, że dostali prezenty (o ile nie ważniejsze). Pomysł jest genialny, prosty, piękny i... nie nasz. Pierwszy taki list, o którym słyszeliśmy, przyszedł do trzyletniego Johna Tolkiena dziewięćdziesiąt lat temu. Potem przez dwadzieścia lat przychodziły kolejne: przez okres dzieciństwa trójki młodszego rodzeństwa Johna. A że Tolkien-tata miał pomysły genialne i warte naśladowania, toteż jego śladem weszliśmy w rolę św. Mikołaja korespondującego z dziećmi . Na tym jednak podobieństwo naszych i Tolkienowskich listów św. Mikołaja się kończy.
Tolkien - jak na autora Władcy Pierścieni przystało - w listach snuł fantastyczne opowieści spod kręgu polarnego, nie wyłączając przedstawienie języka tamtejszych stworzeń. A każda opowieść była ilustrowana. Nasze listy były nasze, więc dzieci mogły w nich przeczytać, że są bardzo dzielne, że św. Mikołaj bardzo się nimi cieszy, wie co u nich słychać i z prawdziwą radością i miłością ofiarowuje im coś, co na pewno sprawi im radość.
List do Karolka:
Kochany Karolku,
Słyszałem, że już chodzisz do szkoły i jesteś tam bardzo dzielny i szczęśliwy. Wiem też, że ciągle lubisz jeździć konno. Przesyłam Ci więc rękawice, żeby podczas przejażdżek nie marzły Ci rączki. Rękawiczki są fioletowe, a renifery, które dużo o Tobie słyszały, namalowały na nich uśmiechnięte buzie, żebyś jeszcze częściej się śmiał.
Pisałem już Zosi, że chyba zostawiłem u Was dwie gwizdki z mojego ubrania. Mam nadzieję, że przyniosą Wam zanim za rok odwiedzę Was znowu. Ukochaj Zosię, rodziców.
Święty Mikołaj.
List do Zosi był w znacznej mierze odpowiedzią na jej list do świętego. Oto jego treść.
Przesłanie tego listu zinterpretowałabym tak: Poproszę żółte nauszniki. Czy wyraziłam się jasno? Żółte nauszniki! |
Odpowiedz była następująca:
Kochana Zosiu,
Dostałem Twój list z pięknym rysunkiem.Znalazłem dla Ciebie cieplutkie, żółte nauszniki. Ale kiedy jechałem saniami wysypało mi się trochę czarodziejskiego pyłu na prezenty i Twoje nauszniki zmieniły kolor na czerwony. Mam nadzieję, że Ci się spodobają. Napisz mi proszę za rok, czy byłaś z nich zadowolona, bo trochę się martwię.
Kiedy wyszedłem z Waszego domu i wsiadłem do sań, zauważyłem, że nie mam przy ubraniu dwóch złotych gwiazdek. Chyba zostały u Was. Poszukajcie ich proszę z Karolkiem. Na pewno przyniosą Wam szczęście.
Cieszę się, że już chodzisz na katechezę, do przedszkola i na język angielski.
Pozdrów rodziców, ucałuj Karolka.
Święty Mikołaj.
ps. może jeszcze spotkamy w tym roku.
Jak napisał tak zrobił. Przyszedł w pełnej krasie następnego dnia. Najpierw do przedszkola Zosi, szkoły Karolka a potem do domu. Karolek przyjął go z ciekawością i radością. Jak każdego gościa. No, może z większym rozbawieniem. Zosia natomiast czuła taki respekt do świętego i zamilkła na tak długo, że nie poznawałam własnego dziecka. A przy tym trzymała twardy dystans kilku niedających się pokonać kroków między nią a Mikołajem. Lody niewiele puściły, kiedy św Mikołaj tubalnym głosem począł obłaskawiać Zosię czytając jej Kurkę w aeroplanie. Tubalny głos na nowo jednak mroził Zosię sekunda po sekundzie. W tym czasie Karolek oglądał prezenty i świetnie się bawił chowając się pod ornatem św. Mikołaja.
Przejęcie Zosi minęło, kiedy tylko za świętą ekipą zamknęły się drzwi i przystąpiliśmy do rozpakowywania prezentów. Tego dnia byli z nami dziadkowie, którzy razem z wnukami łapali motyle wyfruwające ze słoniowej trąby, czyli z mikołajowego prezentu. Wszyscy świetnie się bawili i zaśmiewali w głos, a każdy z czego innego. Zosia cieszyła się sukcesem babci i dziadka, kiedy tylko udało im się złapać motyla w siatkę. "Babciu Gusiu, babciu Gusiu, udało Ci się, udało, hahahahahaha!" "Dziadku Mańku, dziadku Mańku, brawo, brawo, udało Ci się!". Oczywiście taki aplauz rozweselał i motywował dziadków:) Karolek był zachwycony wylatującymi motylami. No a my ze Zbyszkiem mieliśmy ubaw po pachy obserwując to pocieszne towarzystwo i "naganiając" motyle z powrotem do słoniowej trąby.
A gwiazdki? No oczywiście znalazły się. W bucikach. I one podobnie jak listy, były dla Zosi ogromną radością. Oh, Boże, żeby tylko nie zapomnieć tej radości w tych zielonych oczkach i na okrągłej Zosiowej buzi! Zatrzymać tego nie można inaczej jak tylko w pamięci. Żeby tylko nie zapomnieć...
Gwiazdkę Zosia kazała sobie nakleić na bluzeczce i koniecznie musiałą z nią iść do przedszkola. Karolek, żeby było zabawniej, również "przyklejał" gwiazdkę do bluzki i też poszedł z nią do szkoły. Zwyczaj ze zgubionymi przez św. Mikołaja gwiazdkami w czasie jego nocnych odwiedzin, pamiętam jeszcze z mojego dzieciństwa. Mama zachęcała nas do pinych poszukiwań. Znalezisko zyskiwało nagle wartość nieziemskiego skarbu i w niczym nie przypominało kawałka błyszczącego papieru:) Czary:) Ciesze się, że teraz mogę oglądać je z drugiej strony, w szeroko otwartych oczach moich dzieci. Żeby tylko tego nie zapomnieć...
2 komentarze:
Aniu kochana my chyba mamy jakieś telepatyczne pomysły! U nas też Mikołaj napisał do dzieci!!! Co prawda wymusił to na nim dł€ższy czas zdobywania prezentów i ich dostarczenia no ale za to jakie wrażenie!!! łał nawet starsze były przejęte. Chyba Mikołajowi tak się to spodobało i wzruszyło go, ze już co roku skreśli parę słówek:)
Prawda, że pomysł jest przegenialny?!:)Bardzo polecam każdemu. Wkład absolutnie minimalny a radość i reakcja dzieci nie do opisania. Wzruszenie ściska za gardło, kiedy widzi się te wniebowzięte buzie:):)
Życzę Wam pięknego Bożego Narodzenia:)
Prześlij komentarz