Pracownicy Ośrodka Hipoterapeutycznego "Tabun" wykonali kawał dobrej anielskiej roboty, organizując dla naszych dzieci dwa fantastyczne tygodnie, DZIĘKUJEMY WAM:) |
W zdecydowanej większości osoby, które wtedy na ślubie Sabiny i Maćka przekazały pieniądze na turnus Karolka, są mi nieznane. Chciałabym im bardzo podziękować! Suma, którą udało się wtedy zebrać, w całości pokryła nasz wyjazd:)
A były to dwa cudowne tygodnie spędzone nad Dunajcem, bez pośpiechu, a jednocześnie bez czasu na męczącą nudę. Każdego dnia (oprócz weekendów) rytm do południa wyznaczały ćwiczenia na salce ( metodą NDT Bobath) i półgodzinne jazdy na koniu.
Jakiś czas musiał upłynąć zanim Karolek i koń odnaleźli sie na nowym terenie. Toteż dla Karolka bardziej był to czas poznawania okolicy (np. nacieszenia oczu mijanymi fascynującymi traktorami i snopowiązałkami w zagrodach) niż efektywnej pracy. Podobnie Sokół, nasz ukochany hucuł.Tyle, że jego rozpraszała pyszna, soczysta trawa, jakiej z pewnością nie ma w Krakowie i nie raz próbował wprowadzić nas w dzikie maliny. Nie zawsze też sprzyjało nam słońce, które w czasie jazdy konnej nieprzytomnie świeciło w oczy, a za tym Karol raczej nie przepada. Słońca mieliśmy pod dostatkiem. Aklimatyzacja jednak nie trwała długo. Po kilku dniach Karolek zechciał współpracować i podejmował próby samodzielnej pracy biodrami, próbując utrzymać równowagę i o to właśnie nam wszystkim chodziło.Ponieważ jazdy mieliśmy po drugiej stronie Dunajca, a na przeprawę trzeba było poświecić jakieś 15 min na nogach, idealne okazały się być rolki, na których zasuwała mamusia pchając przed sobą wózek z rozradowanym chłopcem z wiatrem w blond lokach. I tak każdego dnia:)
Jazda konna codziennie po pół godziny. |
Popołudnia zagospodarowane były wyjazdami, zajęciami plastycznymi w ośrodku, olimpiadami zręcznościowymi dla dzieci i rodziców, zabawami na kamiennym brzegu Dunajca, a na zakończenie nie mogło się obejść bez zabawy przebierańców.
Niestety nie obyło się bez rzeczy mniej miłych. Założoną Karolkowi dwa tygodnie wcześniej gastrostomię (dożywianie do żołądkowe w formie rurki) która służyć nam miała bez szemrania przez trzy miesiące, musiałam wymieniać na cewnik zastępczy 10(!) razy. Po powrocie do Krakowa zgłosiliśmy się od razu do szpitala, gdzie założono gastrostomię trwalszą, która w założeniu miała Karolowi służyć ponad rok. Wytrzymała...1 dzień. Potem kolejną podobną, która okazała się być nareszcie trwalsza. Ale, niestety, na tym nasze przygody z gastrostomią się nie skończyły się, a Karolek musiał być hospitalizowany. Ale o tym w innym poście:)
Bo w tym chciałam przecież napisać jak dobrze wypoczywaliśmy, jak dobrze czuliśmy się z Karolem w Chochołowie. To były prawdziwe wakacje i świetnie zorganizowany obóz hipoterapeutyczny:)
Mamy nadzieję, że będziemy mogli wrócić tam za rok;)
Przyjechaliśmy do Chochołowa w prawdziwym oberwaniu chmury. Ale to był pierwszy i ostatni deszcz tego turnusu |
Po przyjeździe dostaliśmy adekwatne zakwaterowanie:) |
Dwukrotnie byliśmy na basenach termalnych, odwiedziliśmy Międzynarodowy Festiwal Ziem Górskich w Zakopanem i Dolinę Kościeliską. Trochę na bryczce trochę na nogach. |
Konie to nie jedyna zwierzyna, którą mieliśmy na wyciągnięcie ręki. Na zdjęciu brakuje jeszcze kóz, które natarczywie nas odwiedzały. |
A pod nosem Dunajec. Nic tylko kamyczek do kamyczka. Karolek tak mógłby całymi godzinami. Ale ja nie:) |
Utrafiony idealnie w gust Karolka prezent od kadry, wzbudzał wiele emocji wśród kolegów i koleżanek:) |
0 komentarze:
Prześlij komentarz