Od dwóch dni jesteśmy na turnusie. Co robimy tutaj oprócz rehabilitacji na koniu? Póki co sadzimy fasolki , robimy samoloty i puszczamy je w niebo, a po wodzie puszczamy łódeczki. Ale przede wszystkim CHODZIMY! No i to właśnie jest hit turnusu. Mamy ze sobą balkonik. Żadna to nowość, bo balkonik od 3 lat pożyczamy na wakacje. Ale Karol jest nim bardziej zainteresowany jako zabawką a nie przyrządem do chodzenia.
Najwyraźniej to czego brakowało w tej układance, to ponad 200 metrów prostego asfaltu:) W Chochołowie właśnie to ma. Wczoraj wychodząc z kolacji, postawiłam go przy balkoniku, gotowa na prowadzenie kroku w tym tandemie. A tymczasem Kaku wyrwał do przodu. I tak szedł, szedł, szedł. Doszedł do zagrody naszych koników i szedłby dalej, ale odwróciłam go w przeciwnym kierunku. Przedreptał powrotne 200 metrów czym wzbudził ogólny podziw:) W sumie wczoraj przeszedł sam, przy balkoniku (nie liczę tutaj bylechodzenia przez uwieszenie się na kimś) ok 500 metrów. Dzisiaj z całą pewnością ma 600 metrów w nogach a balkonik w kółkach. Na mecie czekała na niego niespodzianka: dzwonek, który Maciek duuużo starszy kolega, podarował Karolkowi ze swojego roweru. Dzwonek pasuje jak ulał i nie wymaga dużej wprawy do dzyńdzenia. Z mamą Maćka puściłyśmy wodze fantazji, wymyślając jak też mógłby wyglądać balkonik Karola. Na pewno powinien mieć z tyłu wysoką chorągiewkę. I jakiś sprzęt grający. Pisząc list do św. Mikołaja, Kaku na pewno poprosi o wypasiony balkonik.
Dwa tygodnie takich treningów i jeszcze Karol nauczy się chodzić. I co my wtedy zrobimy;)?!
fot. Gosia mama Gabrysi
Kaku w połowie powrotnej drogi.
fot. Gosia mama Gabrysi i ja
Odrzutowiec Kaku 2005 gotowy. Teraz ruszamy na pas startowy.
0 komentarze:
Prześlij komentarz