To będzie post pamiętnikarski. Albo przypowieść o tym, czy dzień w którym do obłędu boli prawa dolna siódemka (kolejny dzień z rzędu) musi być do końca przerąbany i czy na pewno nic dobrego w takim dniu wydarzyć się nie może? No, pytanie jest raczej retoryczne, szczególnie teraz, z perspektywy kilku godzin po założeniu trutki na nr siódmy. Kilka godzin wcześniej oczywiście wcale to tak ładniutko nie wyglądało:) Najpierw spadnięta-mi-z-nieba dentystka, podejmując próbę uratowania zęba, założyła lekarstwo. Nie dała mu jednak dużych szans. Jeśli by bardzo bolało to miałam przyjść na następny dzień. Wróciłam za godzinę, jęcząc po drodze i wzbudzając mieszane uczucia wśród przechodniów. Niemal z marszu usiadłam na fotelu a moment zatrucia potwora zaliczę do jednych z najpiękniejszych w tym miesiącu:) Przy wyjściu pogadałyśmy jeszcze trochę o tym, jak to dobrze, że żyjemy w dzisiejszych czasach a nie 100 czy 200 lat wcześniej. Bo wtedy nie było ibuprofenu, znieczulenia, specjalistycznych narzędzi itd. Co jak co, ale racjonalizacja udała się psychologom. Jestem mega cykorem jeśli chodzi o stomatologa, ale mam też sporo szczęścia i fajną dentystkę:)
Toksyczna siódemka nie popsuła mi jednak dnia, o nie! Pięknego dnia. Każdego roku dwoję się i troję, żeby nie umkną mi przypadkiem moment fluorescensyjnych pączków na drzewach. Jednego dnia nie ma nic, łyse witki a na następny dzień pach! I są! Są już od dawna. Trochę żałuję, że nie mogę im zrobić porządnych zdjęć ( obiektyw padł ofiara dziecięcej ciekawości i jeszcze "się nie naprawił"). Poza tym po drodze odebrałam z wypału moją kolejną dziewczynę ze skrzydłami. Ta powędruje do Reni i Adama. Mam nadzieję, że tym razem będzie się sprawować. W pracowni w której była wypalana, musiałam się za nią wstydzić: powiedziano mi, że jak jest ładna tak jest wredna. Ciężko ją było usadzić wygodnie w piecu. Ale na drogę dostałyśmy błogosławieństwo a ja przestrogę, żebym uważała na tą niesforną dziewczynę, bo przykro byłoby właścicielom pracowni gdyby jej się coś stało. Przywiązali się do niej:) Bardzo to miłe:) I motywujące do dalszego glunienia.
Nie koniec to wyliczanki miłych rzeczy. Funduję sobie ostatnimi dniami przyjemność intelektualną pt." Lewy mózg, prawy mózg. Z perspektywy neurobiologii poznawczej." G. Deutsch, S. P. Springer. Winna mi służyć jako materiał do pisania pracki a nie służy, bo od pisania mnie odciąga. Lektura fascynująca a samo pisanie już mniej. Książkę polecam, a jak mi pary starczy, to może i coś więcej o niej napiszę.
Ale najfajniejsze wieści przyszły z Poznania. Od kilki dni Z. jest tam z Karolkiem w klinice Otolaryngologicznej. Dziś Karol miał zabieg poszerzenia tchawicy. Zabieg się udał, Karol fajnie wraca do siebie i już jutro, albo pojutrze chłopaki wracają!
Jedna durna siódemka, niedająca ani spać ani nie spać, nie przesądza sprawy. O ile się ma spadniętą-z-nieba dentystkę:) Dziękuje Agnieszko:)
3 komentarze:
No to kochana poczekaj jakieś 4 lata i będziesz miała superowego, osobistego stomatologa!!! A dziewczyna jest cudna...
Ha! Tylko daleko do tego stomatologa:) To byłaby najdroższa siódemka świata:)
Zresztą ja bardzo lubię moją panią dentystkę. Oprócz tego, że personalistycznie podchodzi do mojego uzębienia i cykora to jeszcze mamy sporo wspólnych tematów. Któregoś dnia po 20 minutowym "obrabianiu" mojej czwórki, ucięłyśmy sobie 2 godzinna pogawędkę o rzeczach ważnych i jeszcze ważniejszych:)
Prześlij komentarz