Pierwszy wyjazd za miasto, pierwsze spotkanie z koniem - rok i osiem miesięcy:) O hipoterapii jeszcze nie myśleliśmy |
Pierwszy dłuższy marsz udało nam się uwiecznić na króciutkim filmiku. Było to u dominikanów na stolarskiej. Nazwaliśmy to wydarzenie Dominikańską Szkołą Chodzenia (w nawiązaniu do niemniej znaczącego cyklu, jakim jest Dominikańska Szkoła Wiary:))
po schodach myk myk myk i na Stolarskiej galopem:)
I choć długo czekaliśmy na te pierwsze kroki, to i tak wprawiły nas one w osłupienie i zachwyt. Po długotrwałym leżeniu pod respiratorem, słabym stymulowaniu układu mięśniowego (respirator uniemożliwiał np.leżenie na brzuszku) Karol w ogóle miał niewielkie szanse na to, żeby siedzieć, stać i chodzić. Z jednej strony pasja życia synka rozpalała naszą nadzieję i przekonanie, że warto go stymulować i zachęcać do przekraczania granic; z drugiej jednak mieliśmy świadomość jak poważne są jego obciążenia, jak beznadziejne były rokowania. To sprawiało, że motywując Karolka do chodzenia, nie zapominaliśmy, że ten wyczyn (jak każdy inny) może być szczytem jego możliwości
.
I tak krokiem powolnym, przytrzymywany za obie rączki dotuptał Karolek do 5 lat i 5 miesięcy. Rozpoczęliśmy hipoterapię równocześnie z rehabilitacją w wodzie metodą Hallwicka (więcej piszę o tym w innym poście pod taka nazwą).
Celem ćwiczeń na koniu było wypracowanie prawidłowej pracy miednicy. Karol miał się nauczyć takiego manewrowania ciałem, aby samodzielnie odnaleźć środek ciężkości, wypracować symetrię postawy i nie spinając się zachować równowagę. Pierwsze efekty dały się zauważyć bardzo szybko, bo już po 4 zajęciach. Te efekty to piękne czworakowanie, chęć do chodzenia i próba podnoszenia się z pozycji kociego grzbietu. Każde kolejne zajęcia utrwalały prawidłowe i pożądane zachowania.
Po 10 jazdach Karol wstał, nie przytrzymując się jak dotychczas z przodu, ale opierając się plecami o tatę i podnosząc się zdecydowanym i pewnym (jak na Karolka :)) ruchem. Ale prawdziwym super wyczynem jest utrzymanie się w pozycji stojącej bez podpierania przez 8 sekund:)! Wpadliśmy w takie samo osłupienie i zachwyt jak prawie trzy lata wcześniej.
O ile przy pierwszym spotkaniu z Koniem Karolek podkurczał nóżki, napinał się cały i z lękiem szukał oparcia, chwytając się kurczowo hipoterapeuty, o tyle ostatnie jazdy są pokazem prawdziwej przyjemności czerpanej z konnych przejażdżek. Karol jest rozluźniony, ładnie manewruje miednicą aby znaleźć równowagę, nie spina się a swoje zadowolenie okazuje śmiejąc się i klaszcząc w rączki.
Zapowiadają nam się piękne wakacje w siodle - turnus hipoterapeutyczny.I tak szczęśliwie się składa, że będzie to pewna intensywna kontynuacja zajęć, jakie Karolek miał w ciągu roku, ponieważ będzie tam ten sam hipoterapeuta, który pracuje z nim na co dzień,a także koń, Sokół, który Karola zna, jak żaden inny koń na świecie.
Wszystkie te postępy zawdzięczamy dwóm postaciom: Panu Robertowi - wspaniałemu terapeucie i Sokołowi - prawdziwemu hucułowi.
0 komentarze:
Prześlij komentarz