Etykiety

1% agenezja ciała modzelowatego allegro aukcja charytatywna Anielka Anna babcia babka płesznik bajka balonikowanie tchawicy baseny termalne beatboxing blog Boże Narodzenie Centrum Nauki Kopernik ceramika chodzenie codzienność Czerna dieta dramat duchowość dziadek działka dzieciństwo dzień dziecka dzień matki dzień ojca edukacja domowa Euro 2012 festyn charytatywny fotografia frywolitki Fundacja Mam Marzenie fundoplikacja sposobem Nissena gastrostomia góry grzybek guzik hipoterapia imieniny implant ślimakowy integracja sensoryczna jak pomóc kamienice kampania społeczna kangur Karol Karolek klasztor Kobieca Agencja Detektywistyczna Nr 1 kolejka na Kasprowy komiksy konkurs kot książeczki dla dzieci książka książki laryngotracheoplastyka Laski leczenie lego majówka Mały Kaszalot Bu Mały Książe maska krtaniowa metoda Mazgutowej metoda symultaniczno-sekwencyjna Mój Kraków muminki muzyka nadciśnienie płucne niedomykalność nagłośni O. Ziółek Ogród Doświadczeń ojcostwo Ojców oscylator otoczenie otolaryngologia Poznań Palmiarnia papeteria pasaż ukł. pokarmowego Paschy PEG PHmetria Pierwsza Komunia Św. piknik lotniczy pływanie po co nam 1% porażenie fałdu głosowego poród Poznań procesor mowy prolife przedszkole przepisy wielkanocne przepuklina przeponowa Radio Kraków refluks rehabilitacja rehabilitacja słuchowa rehabilitacja w wodzie rekolekcje respiratoroterapia rękodzieło rodzina rustykalnie rysunek sen/bezsenność słuchowisko spowiedź Stal Nowa Huta strata dziecka street art subkonto Sursum Corda szkoła szopka krakowska święty Mikołaj tata teatr terapia karmienia tort orzechowy tracheostomia turnus hipoterapeutyczny turnus logopedyczny turnus rehabilitacyjny Ulica 25 upał upcykling urodziny wakacje Wcielenie Wielkanoc Wielki Post wspomnienia zagęszczanie płynów zestaw niskopoziomowy zoo Zosia zwężenia tchawicy życzenia żywa szopka

17.03.2011

Karolek - Przepuklina przeponowa

O przepuklinie przeponowej dowiedzieliśmy się w siódmym miesiącu ciąży. Lekarz w czasie badania usg zauważył, że serduszko małego jest jak gdyby przepychane przez inne narządy na prawa stronę. Diagnoza: lewostronna przepuklina przeponowa. Najprościej mówiąc: dziura w przeponie przez która do klatki piersiowej przedostały się jelita oraz, jak się później okazało, śledziona.
Co to oznaczało dla nas i dla lekarzy? Przede wszystkim nikt nie był w stanie ( na tamten czas) powiedzieć na ile rozwinęły się płuca, czy w ogóle się rozwinęły. W życiu płodowym dziecko nie używa płuc, dlatego pomimo ciężkiego stanu, Karol czuł się we mnie na prawdę dobrze:) Wdech wydech, wdech wydech - to już była robota mamusi, za siebie i za Małego Kaszalota Bu:) Ponieważ nie było wiadomo w jakim stanie są płuca, to żaden specjalista nie mógł nam odpowiedzieć na pytanie "co po porodzie?"



Jedno było jasne: nie mogę rodzić inaczej jak tylko cesarką.
Wracając do rokowań po porodzie, a raczej w momencie porodu: w najlepszym wypadku powinno się udać zaintubować Karolka od razu po porodzie. Albo przewieźć go na ręcznej wentylacji na oddział intensywnej terapii w szpitalu dziecięcym. No a tam, gdyby pacjent zechciał współpracować( podjąć współpracę z respiratorem), można byłoby przygotowywać go do operacji.
W najgorszym, mógłby nie przeżyć momentu porodu, z powodu uduszenia.
 Tyle wiedzieliśmy od 7 miesiąca ciąży. W tamtym czasie w Polsce nie robiono operacji przepukliny przeponowej u dziecka w łonie matki. Takie operacje wykonywano np.Brukseli czy w Londynie.
My nie zdecydowaliśmy się na taki wyjazd, było już trochę za późno. Zresztą, czas pokazał, że nie była to zła decyzja:)
Wiem, ze dzisiaj i w Polsce wykonuje się takie zabiegi (np. w Łodzi). http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,35136,7611082,Nowatorskie_zabiegi__Zoperuja_dzieci_w_brzuchu_mamy.htmlPolega to na tym, że specjalną rurką do tchawicy wprowadza się balonik, który się rozszerza, wpychając narządy wewnętrzne do brzucha. Na miesiąc przed porodem, gdy płuca są już ukształtowane, balonik się usuwa. Rodzi się dziecko, które czeka zabieg załatania dziury.


W momencie porodu usłyszałam jak Karol cichuteńko zakwilił a we mnie wstąpiła ogromna nadzieja, bo ten cichutki głos udowodnił mi, że jego właściciel pomimo zaciśniętych płuc ma wolę walki. To cichutkie kwilenie musiało być dla niego nadludzkim wysiłkiem. To był potężny pierwszy krzyk...Pomyślałam "no to widać damy radę maleńki!" Już nieco spokojniejsza dalej odmawiałam różaniec, zaczęty przed podaniem mi znieczulenia,  i nie wiem kiedy zasnęłam.
Nie dostałam Karolka od razu po porodzie. Nie dostałam go też kilka godzin później, ani za dzień ani za tydzień...

Miał 2 i pół miesiąca, kiedy w dniu urodzin jego taty pielęgniarka na OIOMie powiedziała nam, że możemy przytulić małego. Był zaintubowany, miał sondę, kraniki od wenflonów, ale my chyba tego nie dostrzegaliśmy. Przynajmniej takie wrażenie można odnieść oglądając zdjęcia z tamtego dnia ( dwa z nich zamieściłam obok). Byliśmy oniemiali ze szczęścia.

Zabieg na przepuklinę odbył się w trzynastej dobie życia.  W miejscu sporej dziury w przeponie, wstawiono łatę z powięzi wołowej, przeciągając wcześniej jelita i śledzionę na właściwe miejsce.http://pp.am.lodz.pl/17_0304.pdf
Trzy dni wcześniej lekarzom udało się przestawić Karolka z oscylatora (podającego 600 oddechów na minutę. To nie literówka: 600 oddechów na min) na zwykły respirator. To był warunek, aby w ogóle móc podejść do zabiegu. Z oscylatorem było to nie możliwe.


Po zabiegu okazało się, że  prawe płuco jest całkiem niezłe i udało się je rozprężyć. Lewe było ( i nadal jest) w zdecydowanie gorszym stanie. Naturalnie nadal Karol potrzebował respiratora. Ale nie potrzebował już leków zwiotczających ( które podawano mu od pierwszej doby, żeby m. in.  zapobiec uduszeniu) więc mieliśmy kontakt z małym.


Po zabiegu pojawił się poważny problem z nadciśnieniem płucnym. Zupełnie nieskuteczny okazał się tlenek azotu, zazwyczaj stosowany ze sporym powodzeniem w podobnych przypadkach. Marne też efekty dało podawanie sildenafilu (viagry) również często podawany w nadciśnieniu płucnym.  http://pl.wikipedia.org/wiki/Sildenafil

Jeden z lekarzy powiedział nam, że według podręczników medycznych nadciśnienie płucne, pierwotne, utrwalone samo się nie cofa. To bardzo poważna choroba, która prowadzi do przerostu komory serca a w rezultacie do śmierci pacjenta.W 2008 roku jeden z najlepszych echokardiologów w Polsce nie stwierdził u Karola cech nadciśnienia płucnego... Rok później, jesienią 2009 echo serca również nie wykazało cech nadciśnienia płucnego. Lekarz uznał, że stan pacjenta jest na tyle zadowalający, że nie wymaga on kontroli wcześniej niż za ok 2,3 lat.:)Może warto skorygować podręczniki medyczne, a może wręcz przeciwnie - jest to wyjątek potwierdzający regułę.

Szanse powodzenia operacji prawdę mówiąc były marne. Nie tyle dotyczyło to samego zabiegu, co rokowań po nim.Ale udało się:) Niewątpliwie na ten sukces złożyło się sporo rzeczy, sprzyjających okoliczności i umiejętności wielu ludzi. Dlatego w tym miejscu bardzo bym chciała podziękować chirurgom i anestezjologom z Dziecięcego Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie - Prokocimiu. Na marginesie mówiąc, szpitala, który dramatycznie potrzebuje środków na odnowę i rozbudowę http://www.odnowaszpitala.pl/

Kilka przydatnych linków na temat przepukliny przeponowej u noworodków...
http://www.echirurgia.pl/chirurgia_dziecieca/wrodzona_przepuklina_przeponowa.htm
http://www.dlaczego.org.pl/forum/view.php?bn=nowe_chore&key=1250186366
http://www.chirurgia.poznet.pl/pliki/mon5w.pdf

I nadciśnienia płucnego( również pierwotnego, utrwalonego- takiego na które cierpiał Karol)
http://v1.sercedziecka.org.pl/index.php?url=4_nadcisnienie.inc
http://www.interna.com.pl/pierwotnenadcisnienieplucne.htm
http://kardiol.pl/index.php?sid=4444a330f45ae858688ce6a0e3ed9bf6








30 komentarze:

Anonimowy pisze...

Wytrwałości i zdrowia dla całej Twojej rodzinki.

lobzovka pisze...

:)Drogi Grzechu, dziękuję za odwiedziny i dobre życzenia.
Pozdrawiam

Ania pisze...

Zawsze uważałam, że dzieciątko jest najbezpieczniejsze w brzuszku mamy... aż do chwili, kiedy okazało się, że Marcinek, kuzyn moich dziewczynek, dostał zapalenia płuc będąc jeszcze w mamusi i trzebabyło go jak najszybciej wyciągnać. Ale cóż, człowiek nie wiadomo jakby się starał, to takich rzeczy nie przewidzi... oj Aniu, dzielne są te nasze dzieci!

Anonimowy pisze...

mój synek niestety nie przeżył, miał nteż taką wadę. żył tylko 12 godz.:(

lobzovka pisze...

bo to jest wyjątkowo paskudna wada... jeśli dobrze pamiętam, umieralność dzieci z tą wadą to 80%.
Osobiście znamy lub znamy je z opowiadań dzieci z implantami ślimakowymi, z agenezją ciała modzelowatego-tych już mniej-dzieci będące na na długotrwałej respiratoroterapii, ale nie znamy żadnego dziecka po przepuklinie przeponowej. Poza Zuzią, która odeszła wiele miesięcy temu.

Anonimowy pisze...

Witaj ciesze się że waszemu synkowi się udało wygrać tą potworną walkę, niestety mojemu Piotrusiowi się nie udało walczył w Prokocimiu prawie trzy miesiące. Mimo iż rokowania były pomyślne i operację wykonano w drugiej dobie życia mojego maleństwa mój synuś dostał ogólnego zakażenia w drugim tygodniu po zabiegu i tak dzielnie walczył aż przez dwa miesiące. Walkę niestety przegrał.Przez trzy miesiące żyłam jak w amoku dwa razy dziennie dzwoniłam do szpitala i ciągle miałam nadzieję że się coś zmieniło, lekarze robili wszystko co było w ich mocy, ale nasz Aniołek nie był w stanie pokonać zakażenia.Mimo iż minęło już prawie cztery lata od śmierci mojego Aniołka ciągle słyszę w głowie głos osoby, która mnie telefonicznie poinformowała o śmierci mojego Synka.Wtedy myślałam,że czas nie leczy ran i że nigdy się nie pozbieram, ale dzięki pomocy najbliższych jakoś się udało. Minęło dużo czasu zanim z mężem zdecydowaliśmy się na drugie dziecko- było wiele obaw co dalej ale się udał. Teraz mamy śliczną zdrową córkę, która swoim zachowaniem nadrabia chyba za dwoje.
Piszę po to aby kobiety,które są w podobnej sytuacji nie bały się zaryzykować i mieć dzieci. Wiem też,że nic nie zwróci nam naszego Aniołka, ale należy pamiętać iż każde dziecko jest inne i nigdy nie powinno się myśleć jakie by był tamto gdyż nigdy nie damy mu odejść w spokoju.

lobzovka pisze...

Dziękuje Ci bardzo, bardzo za ten komentarz! Jest bardzo cenny. Ogromna walkę stoczyliście. Obie rozumiemy jak nie łatwą jest decyzja o kolejnym dziecku, kiedy pierwsze odeszło, albo jest bardzo chore. Ale tak Ty jak i ja, możemy powiedzieć, ze to jedna z tych najlepszych, najtrudniejszych i najmądrzejszych decyzji jakie podjęłyśmy! Życzę Ci pokoju wewnętrznego i opieki Twojego Anioła:) Serdecznie pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

Człowiek nigdy się nie zastanawia co by zrobił w takiej sytuacji dopóki się w nie znajdzie.Nigdy nie myślałam,że sobie poradzę,że będę miała tyle siły- wiem tylko jedno iż to wiara mi bardzo pomogła.Wiem, że Bóg mi pomógł mimo iż zabrał nam naszego Aniołka.Upłynęło już sporo czasu kiedy nasz Piotruś odszedł a ja ciągle w głowie słyszę ten pisk maszyn, które go otaczały ale wiem teraz, że czas jednak leczy rany. Mogę też powiedzieć,że warto zaryzykować i myśleć o następnym dziecku bo warto. Mnie Pan Bóg sowicie wynagrodził za te cierpienia. To chyba tyle a jak jeszcze będę miała jakieś przemyślenia to napiszę.
Także życzę ci powodzenia w dalszym życiu aby było już tylko lepiej. Pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Cześć t znowu ja a myślałam, że nikt tego nie czyta. Chciałam się podzielić tym co czułam w tamtym momencie. Wiem, że pomoc rodziny jest najważniejsza w takim momencie a zwłaszcza męża wtedy przechodzi się prawdziwą próbę.My przetrwaliśmy dzięki determinacji mamy śliczną córeczkę i teraz wiem, że warto było zaryzykować. Nigdy nie zapomnę pisku tych maszyn, które otaczały mojego Piotrusia, ale wiem że czas jednak leczy rany. Nauczyłam się z ty żyć, było trudno, ale się udało.Wiem, że to wiara mi pomogła i nigdy nie zwątpiłam w Boga taka była jego wola.Myślałam po śmierci, że świat mi się zawali, że nie mam na tyle siły by się pozbierać a jednak się udało.
Ja także życzę ci pomyślności i aby było już tylko lepiej - nigdy nie należy tracić wiary :)
Także serdecznie pozdrawiam!

MARTA pisze...

Witam, na wstępie napiszę nam się udało. Nasz synek miał zdiagnozowaną wpp w 29 tc. Rokowania dość dobre wskaźnik LHR 1,7. Rodziłam naturalnie i to co matka czuje w tym momencie to zapewne wszystkie wiecie-ogromny strach, łzy ale i nadzieja, że będzie dobrze. W drugiej dobie Szymek został przewieziony karetką z karowej na Litewską a w czwartej operowany. Operacja dwu-etapowa ponieważ nie wszystkie jelitka mieściły się w jamie brzusznej i tak przez 5 dni miał zawieszone na wysięgniku jelitka zabezpieczone w worku Silo a chirurdzy codziennie wpasowywali je do brzuszka-największe zagrożenie w tym momencie to infekcja więc nie mogliśmy odwiedzać synka. Ale udało się sfinalizować operację zamknięciem brzuszka i dzięki Bogu bez powikłań. Po dwóch tygodniach przeniesiono nas z OIOMU na chirurgię gdzie Szymek uczył się jeść bo przez ten czas utracił odruch ssania. Nie było łatwo ale i tu Szymek dał radę. Przypomniał sobie jak ssać i zaczęliśmy się rozkarmiać. Wyszliśmy ze szpitala po miesiącu i jednym dniu czyli najlepsza opcja o której informowali nas na konsultacjach lekarze. Teraz synek jest pododnym, ślicznym i kochanym skarbem które nas wita codziennie uśmiechem. Bardzo się baliśmy jak to będzie ale trzeba wierzyć mocno, modlić się i nie załamywać bo dzieci w brzuszku wszystko czują. Drogie mamy jak my się poddamy to nasze maleństwa to poczują i skąd mają mieć siłę do walki. Niestety jest to okropna wada która pomimo rokowań jest do końca nie wiadomą ale miejcie dużo sił do walki i wytrwałości w tej nierównej walce! pozdrawiam serdecznie i cieszę się, że mamy którym się nie udało ponownie zdecydowały się próbować i do jest piękne!

lobzovka pisze...

@Anonimowy: Dziękuje Ci za komentarza. Podpisze się pod nim, szczególnie w miejscu, gdzie piszesz o tym jak wiele zawdzięczasz modlitwie. Zanim urodził się Karol, a my wiedzieliśmy już o kilku jego wadach, robiliśmy rundkę po zakonach klauzulowych, z prośba o modlitwę. A tego czego uczy nas cały czas historia z Karolkiem, to zaufanie. Bardzo trudna i dziwna rzecz:) W ogóle Historia naszego bycia z Karolem a jego z nami to historia bożej obecności w naszym życiu.

lobzovka pisze...

Marta, witam serdecznie u nie:) Niesamowita jest Twoja opowieść o operacji Szymonka! Mając za sobą zabieg na wpp, wydawało mi się, że jeśli tylko uwolni się płuca, pozwoli im się rozprężyć to znaczy, że udało się lekarzom uporać z największy problemem. Tymczasem Twój komentarz pokazał mi, że nie koniecznie. Wiesz, jesteś pierwszą osobą z którą ma kontakt, której dziecko przeżyło po zabiegu wpp (juz po porodzie) i zyje! Dowodem na to są choćby komentarze mam powyżej. Jestem im bardzo wdzięczna za nie. Tym bardziej, że to dla nich ciągle bolesne wspomnienia.
Trochę smutna konkluzja... Nadzieja z pewnością są zabiegi w łonie matki.

lobzovka pisze...

Dziewczyny, napiszę to jeszcze raz: jestem Wam bardzo wdzięczna za komentarze, bo wiem ile dla Was znaczą te wspomnienia.Dziękuję!

Anonimowy pisze...

Dużo czasu minęło zanim zdecydowałam się napisać ale teraz nie żałuje. Na ten profil weszłam z przypadku coś mnie trapiło i nakłaniało, żeby napisać- co ja przeżyłam. Może to, że zdecydowałam się na kolejne dziecko komuś pomoże w podjęciu tak trudnej decyzji. Ty lobzovko wiesz co się czuje w takim momencie, ale warto prawda. Ja także zasugerowałam się tym co nam lekarze mówili w Prokocimiu, że to nie jest żadna wada genetyczna, to był przypadek i akurat na nas padło. Dobrze, że są takie fora i można z kimś porozmawiać kto coś podobnego przeżył. Tylko takie osoby potrafią zrozumieć co tak na prawdę się czuje w takim momencie. Ja nie miałam tyle szczęścia co wy ale teraz ciesze się z każdego przeżytego dnia z moją kochaną rodzinką. Życzę wam wszystkim dużo zdrowia i siły. Pozdrawiam anonimowa(Beata)

lobzovka pisze...

Beatko, dziękuję, że zatrzymałaś się tutaj w podróżach po sieci.Że chciałaś napisać i na własnym przykładzie powiedzieć, że choć decyzja o drugi dziecku jest niebywale trudną a ryzyko jakby większe niż to średnie w populacji (jeśli dobrze pamiętam to 4%, że zdrowym rodzicom urodzi się chore dziecko)to warto!:) Serdecznie Cię pozdrawia, życzę bożej opieki i Jego radości w Waszej rodzinnej codzienności:)

Anonimowy pisze...

Witam zaczęłam czytać twojego bloga coś naprawdę wspaniałego podziwiam, że masz na to jeszcze czas. Wiem,że każdy kto spodziewa się takiego dziecka powinien odwiedzić tą stronę i przeczytać, że warto walczyć. Pewne sytuacje, które nas spotykają są nie wytłumaczalne. Nie jedna osoba powinna brać z ciebie przykład- nie poddawać się i walczyć o dobro swojego dziecka. Wiem, że wyda ci się to dziwne,iż jestem jedyną osobą, która bez przerwy pisze ale chyba potrzebowałam osoby, której będę się mogła wygadać. Wszyscy wymagali ode mnie abym była silna a ja nie zawsze miałam ochotę. Ciężko zniosłam drugą ciążę do końca nie wierzyłam, że będzie dobrze nie chciałam się przywiązywać do dziecka. Kiedy Zuzia urodziła się zdrowa wtedy dopiero tak na prawdę odetchnęłam. Chcę powiedzieć innym, że strach chyba jest w takiej sytuacji naturalny.
Pozdrawiam ciebie lobzovko i wszystkich, którzy będą mieli ochotę czytać moje spostrzeżenia. ;)

lobzovka pisze...

Beatko, w którymś miejscu na ty blogu napisałam,że chciałam,żeby ten blog był tez swoista grupą wsparcia. Pisząc te komentarze, "wygadując się"-jak piszesz, spełniasz to moje chcenie:)
Na tym blogu nie widać tego, ale nie zawsze było tak, że chciało się żyć i cieszyć życiem. Często tak do bólu doświadczaliśmy swojej słabości, że eh...ciężko wspominać. Tutaj taki link z rozmowy z panią redaktor z gościa niedzielnego.Równiez o takich naszych bolączkach: http://gosc.pl/doc/1014311.Male-kroki-do-Karolka Ale paradoksalnie, powiem, że dziękuję Bogu i za tamte trudne doświadczenia, bo teraz łatwiej jest mi zrozumieć wielu ludzi a ich postępowanie nie jest juz dla mnie tak biało czarne. Poza tym to ciężkich doświadczeniach, kiedy wychodzisz na prostą, wszystko zaczyna cieszyć bardziej:)
Serdecznie Cię pozdrawiam:)
Do miłego!

Anonimowy pisze...

Ja też urodziłam syna z tą wadą.Koszmar to mało powiedziane.Na USG nic nie było widać ,dopiero po porodzie zaczęły się problemy z oddechem.Zabrali go karetką do Zabrza a ja za nim po 11 godzinach okropnego porodu,gdzieś to zmęczenie i ból minął za to zaczęła się walka o życie Piotrusia, poszukiwania księdza do chrztu i tysiące telefonów od rodziny.KOSZMAR,KOSZMAR!!! Na drugi dzień operacja i wielka kula w przełyku jadąc do szpitala czy inkubator będzie pusty czy nie.Przeżycie operacji że świadczyło o sukcesie wcale,potem 3 dni były decydujące.Nikt nadziei nie daje,powtarzają "trzeba czekać. A to czekanie to wieki.Ale nam się udało,Piotruś dochodził do siebie bardzo szybko,po 5 dniach od operacji wyrywał sobie już sonde z nosa a potem tlen.Potem pora na pierwszą butelkę ,miał apetyt że hej. Po 2 tygodnich był z nami w domu już i nawet na karmienie naturalne przeszedł.Teraz jak krzyknie to w uszach boli,nikt by nie powiedział że nie miał płuca jednego a drugie marne i lichutkie.Ale co człowiek przeżył te 7 miesięcy temu, wiedzą tylko Ci co sami przez to przeszli.

Anonimowy pisze...

witam. ja sie właśnie dowiedziałam ze moja córeczka ma tą wade,jestem w 30tygodniu ciązy.Nie mam poiecia co robic,myslec.Strasznie sie boje

lobzovka pisze...

Przepraszam, ze nie odpisałam wcześniej. Ponad tydzień byłam poza zasięgiem sieci.Napisz do mnie proszę na priva. kasprzykanul@gmail.com
Skąd jesteś?
Myślimy o Was, o Twojej córeczce. Modlimy się za Was. Nasi znajomi też. Czekam na wiadomość od Ciebie. Pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

Wczoraj dowiedzielismy sie ze synek ma tą wadę. Zdecydujemy sie na feto. Teraz ma 21tc.
Modle sie za was i dzieci. Przyszły tata.

Anonimowy pisze...

Moj chrzesniak Macius rowniez wygral z przepuklina przeponowa. O wadzie rozwojowej siostra dowiedziala sie podczas polowkowego usg. Nie dawano dziecku szans na przezycie. Wrecz przygotowywali na najgorsze czyli uduszenie sie dziecka podczas porodu. Siostra urodzila Maciusia w klinice na Kopernika w Krakowie. O dziwo Macius zlapal pierwszy oddech.. Glosno plakal. Od razu zostal zaintubowany i przewieziony do krakowskiego prokocimia. Tam po ustabilizowaniu jego stanu po kilku dobach zostal zoperowany przez profesora ze szpitala dzieciecego z Katowic. Macius mial niewyksztalcone jedno pluco. Drugie bylo sprawne. 2 mies spedzil w szpitalu. W listopadzie skonczy roczek. Jest wspanialym malcem. Rozwija sie jak inne dzieci. Jest madrym i pogodnym maluchem. Lekarze stwierdzili ze to cud ze Macius zyje bo zapowiadalo sie tragicznie.

melizka pisze...

Witam,
Mój synek bedzie miał w styczniu 6mies. Jest cudownym dzieckiem :)
W 22gim tyg.ciąży jeden z wrocławskich ginekologów wysunął przypuszczenie,że Malutki ma niezrośniętą przeponę i jego zołądek znajduje się w klatce piersiowej..i z taką informacją oraz z zaleceniem kolejnej wizyty za 3 tyg. odesłał mnie do domu...
Na szczęście później trafiałam juz do bardzo kompetentnych lekarzy, którzy fantastycznie opiekują się Swoimi pacjentami.Jednym z nich jest ginekolog dr.Kornacki,wspaniały człowiek, doskonały specjalista z wielką wiedzą i kontaktami,które chętnie udostępnia Swoim pacjentom.
On pokierował mnie do Warszawy do Prof. dr hab. med. Mirosław Wielgosia,który współpracuje z Kliniką w Belgii,przeprowadzającą zabiegi potocznie zwane 'balonikowaniem' jeszcze w życiu płodowym dzieciątka. W naszym przypadku jednak ten zabieg nie był konieczny.
Synek przyszedł na świat w Ginekologiczno-Położniczym Szpitalu Klinicznym Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.W dniu porodu był operowany w Klinice Chirurgii Dziecięcej w Poznaniu przez fantastycznego chirurga dr Porzucek,zwanego 'Cudotwórcą'. Synek miał w klatce piersiowej jelito grube,cienkie,zoładek i śledzionę. Narządy te odprowadzono z klatki piersiowej a znaczny ubytek przepony zaszyto.Operacja zakonczyla się pomyslnie.
Niko spedzil 3 tyg na Oddziale Neonatologii,na ul.Polnej w Poznaniu.
W 22 dż został wypisany z 2ma zdrowymi płucami i w stanie bardzo dobrym do domciu!!!
BARDZO DZIEKUJEMY WSZYSTKIM SPECJALISTOM,KTÓRZY PRZYCZYNILI SIE DO TEGO,ŻE NASZ SYNEK JEST TERAZ Z NAMI, WSPANIALE SIĘ ROZWIJA I DAJE NAM TYLE RADOSCI!!!.WSZYSTKIM LEKARZOM, PIELĘGNIARKOM ( wspaniale opiekującym się Nikosiem na Oddziale Neonatologii zwłaszcza na Intensywnej Terapii)!!
SPECJALNE PODZIĘKOWANIA RÓWNIEŻ WROCŁAWSKIM UZDROWICIELKOM, KTÓRE CAŁY CZAS BYŁY Z NAMI !!!
DZIEKUJEMY!!!

Anonimowy pisze...

witam. 10 miesięcy temu dowiedziałam się że moja corka ma tą wade.. dziś jest zdrowym pięknym dzieckiem,bylo trudno nie obylo się bez łez i nie przespanych nocach spędzonych głównie na placzu.. wiara dała mi siłe i nadzieje ze będzie dobrze.. DZIĘKUJE LEKARZOM I PIELEGNIARKOM CZYLI CIOCIOM Z SZPITALA NA LITEWSKIEJ W WARSZAWIE.. TA BLIZNA NA BRZUSZKU MALUTKIEJ PRZYPOMINA MI O NICH I O TYM CO DLA NAS ZROBILI.. DOKTOR JAKUB MA ZŁOTE RĘCE. DZIEKUJE I DZIEKOWAC BĘDE DO KONCA ŻYCIA..

Anonimowy pisze...

Melizko, jeśli tu jeszcze zaglądasz, to proszę Cię bardzo o pilny kontakt. Jestem Dominika i u mojego maleństwa właśnie zdiagnozowano WPP. Jestem z Poznania, dlatego chciałabym nawiązać z Tobą kontakt, żeby zdobyć więcej informacji o leczeniu w Poznaniu. Z góry będę Ci bardzo wdzięczna, jeśli się odewzwiesz. Mój mail krusza0@wp.pl Dziękuję!

Anonimowy pisze...

Nasz synek urodzil sie z przepuklina przeponowa lewostronna, dzielnie walczyl i wygral walke! Teraz ma 7 lat i jest wspanialym, radosnym i pelnym zycia chlopcem. Dziekuje Bogu za kazdy dzien spedzony z naszym synkiem. Zycze wszystkim wytrwalosci z walka o zycie swoich dzieci jest ciezko, ale dacie rade! Pozdrawiam, szczesliwa mama Filipka:)

ania pisze...

Witam, ja też walczę ze łzami obecnie. Kilka dni temu dowiedziałam się o WPP mojego dzieciątka. Obecnie jestem w 14 tc, czekam na wyniki PAPA. Mam pytanie, czy jest tu rodzic którego dziecko miało balonikowanie w Warszawie ? bardzo proszę o kontakt ze mną. Każda informacja jest bardzo cenna dla mnie. mój mail anulka_mp@o2.pl

ania pisze...

Witam, ja też walczę ze łzami obecnie. Kilka dni temu dowiedziałam się o WPP mojego dzieciątka. Obecnie jestem w 14 tc, czekam na wyniki PAPA. Mam pytanie, czy jest tu rodzic którego dziecko miało balonikowanie w Warszawie ? bardzo proszę o kontakt ze mną. Każda informacja jest bardzo cenna dla mnie. mój mail anulka_mp@o2.pl

Karolina pisze...

Witam czy ktoś może ze mną porozmawiać . jestem 20tygodniu ciąży i wykryto u mojego synka przepukliną przeponową. I nie wiem co mam robić. Czy ktoś mi pomoże chociaż odpowie na kilka pytań

Karolina pisze...

I podam mojego mail karolina_bajka@wp.pl

Prześlij komentarz