Etykiety

1% agenezja ciała modzelowatego allegro aukcja charytatywna Anielka Anna babcia babka płesznik bajka balonikowanie tchawicy baseny termalne beatboxing blog Boże Narodzenie Centrum Nauki Kopernik ceramika chodzenie codzienność Czerna dieta dramat duchowość dziadek działka dzieciństwo dzień dziecka dzień matki dzień ojca edukacja domowa Euro 2012 festyn charytatywny fotografia frywolitki Fundacja Mam Marzenie fundoplikacja sposobem Nissena gastrostomia góry grzybek guzik hipoterapia imieniny implant ślimakowy integracja sensoryczna jak pomóc kamienice kampania społeczna kangur Karol Karolek klasztor Kobieca Agencja Detektywistyczna Nr 1 kolejka na Kasprowy komiksy konkurs kot książeczki dla dzieci książka książki laryngotracheoplastyka Laski leczenie lego majówka Mały Kaszalot Bu Mały Książe maska krtaniowa metoda Mazgutowej metoda symultaniczno-sekwencyjna Mój Kraków muminki muzyka nadciśnienie płucne niedomykalność nagłośni O. Ziółek Ogród Doświadczeń ojcostwo Ojców oscylator otoczenie otolaryngologia Poznań Palmiarnia papeteria pasaż ukł. pokarmowego Paschy PEG PHmetria Pierwsza Komunia Św. piknik lotniczy pływanie po co nam 1% porażenie fałdu głosowego poród Poznań procesor mowy prolife przedszkole przepisy wielkanocne przepuklina przeponowa Radio Kraków refluks rehabilitacja rehabilitacja słuchowa rehabilitacja w wodzie rekolekcje respiratoroterapia rękodzieło rodzina rustykalnie rysunek sen/bezsenność słuchowisko spowiedź Stal Nowa Huta strata dziecka street art subkonto Sursum Corda szkoła szopka krakowska święty Mikołaj tata teatr terapia karmienia tort orzechowy tracheostomia turnus hipoterapeutyczny turnus logopedyczny turnus rehabilitacyjny Ulica 25 upał upcykling urodziny wakacje Wcielenie Wielkanoc Wielki Post wspomnienia zagęszczanie płynów zestaw niskopoziomowy zoo Zosia zwężenia tchawicy życzenia żywa szopka

14.02.2014

Infirmeria - taki głupi pomysł na ferie.


a jak pojadę do babci i dziadka to będę jeździła
na takich sankach
 A jakie plany mieliśmy! Takie no wiecie, na miarę mamusi, którą nosi. Teatr, wystawa, muzeum jedno, drugie, spotkania z zaprzyjaźnionymi rodzinami a w drugim tygodniu kilka dni u babci i dziadka na sankach, bo oczywiście miał być śnieg. 
W niedzielę wieczór poprzedzającą ferie mile spędzamy czas z Krysią, napinamy bicepsy pamięci we wzorach, kolorach, memory, snujemy plany aktywizujące. Kaku średnio zainteresowany naszą rywalizacją zadowala się byciem wespół zespół z nami, Anielka na zmianę memla karty od memo z innymi soczystościami a Zosia dotrzymuje nam pola i łasi się do tego kto najbliżej. Jak nie liczy trofeów, to coś miałknie, zamruczy, łypnie szklistym wielgachnym ślepiem - ten kot wyglądał podejrzanie. Podejrzałam a tam 38,2C. Poza tym nie traciła jasności umysłu i woli rywalizacji.
W poniedziałek szlafrok już ją niańczył a choroba miała jeszcze znamiona domowego dobrodziejstwa: a czego się kochanie napijesz?, a co byś zjadła?, a teraz chcesz grać, tańczyć, śpiewać, spać czy stać na głowie?, a z mamusią czy tatusiem?, a szparka rolety nie za duża, w oczka nie Cię nie razi, a podusia nie za twarda, a kocyk nie za mięciutki a książkę czytamy wspak, do góry nogami czy na nudno czyli normalnie?. To nie jest rozpieszczanie, to reminiscencja z dzieciństwa, kiedy ze śpikiem do kolan i okładem na czole byłam królową w pościeli w groszki:) Uwielbiałam! A ponieważ byłam na fali feriowego zróbmy-coś-fajnego to jeszcze strzeliliśmy sobie projekcję  Plastusia. Byłby jeszcze Smok Wawelski, bo dzieciom spodobało się to kino studyjne, ale właśnie wtedy po trzydziestu paru latach oświeconego żywota, odeszła od nas do wieczności żarówka. Szybko okazało się, że nie była niezastąpiona. Do projektora Ani idealnie pasują żarówki samochodowe. Za 3 zł. sztuka.
We wtorek Zosia ozdrowiała i zrobiła miejsce w groszkach Karolkowi, Anielce i mnie. Jeśli chodzi o Zbyszka - niezmiennie zdrowy, szczególnie wtedy kiedy powinien być zdrowy;). Anielka prychała, kichała i nie mogła spać, kiedy cała -od ciemiączka po piętę - była żalącą się sennością. I gorączka.
Karolek dwa dni przespał, resztką sił bronił się przed jedzeniem i kaszlał. I gorączka. 
A gdyby mnie zobaczyła moja mama w te szalone ferie, to określiłaby mnie mianem gązwy. Od lat dociec nie mogę czym jest owa gązwa ale przyznaję mojej mamie rację. Gązwa. I gorączka. 
Niestety u dzieci nie obyło się bez antybiotyków. W czwartym dniu moich 39 i  kilku kresek, i antybiotykoterapii Anieli, doszłam do wniosku, że gdybym miała sądzić po moim doświadczeniu, to powinnam uznać karmienie piersią za mocno przereklamowane. Owszem, Zosia karmiona 7 miesięcy ma doskonałą odporność. Jak tatuś! Ale Anielka?! Karmiona już ósmy miesiąc ma za sobą 3 chorobę. Poprzednie na szczęście bez antybiotyków. Naturalnie mogę śpiewać jednym głosem z doradcami laktacyjnymi,że gdyby nie karmienie właśnie, to Anielka mogłaby dużo trudniej przechodzić te infekcje, ale nie śpiewam tylko tak sobie zawieszam głos w powietrzu. I karmię dalej, bo w chorobie Aniołki żądania karmieniowe są bardziej sugestywne, albo mnie po prostu w czasie choroby wyostrza się zmysł słuchu i zmniejsza odporność nań. Ale dziecko nie tylko żąda. Dziecko też daje, np. osłonę przed antybiotykami."Czy jest pani w stanie odstawić córeczkę na kilkanaście dni od piersi? Na czas antybiotykoterapii?". "Nie, nie jestem. Ani ja, ani Anielka". "Aha. W takim razie.." I mówiła pani jeszcze coś tam, że tylko paracetamol, czosnek, tantum verde i "życzę zdrowia". Tak dobrze życzyła, że już z zakończeniem ferii śmigałam jak Kasinka Mała ze złamaną stopą. 
Dzieciaki po kilku dniach leczenia wyglądały lepiej, ale brzmiały gorzej. Antybiotyk plus antybiotyk, nebulizacja plus nebulizacja. Wszystko razem postawiło robaczki na nogi, wrócił apetyt i dobry humor. U Karolka oznaki powrotu do zdrowia przekłada się na nieumiejętność wysiedzenia w łóżku. Wychodzi więc cichociemny z gawry, zaczyna rekonesans a potem zabawę. Jak jest piłka w pobliżu, to gra. Jak ktoś z nas na te jego piłkarskie zaczepki odpowie, to jest przeszczęśliwy. Karol, ale to drugie też może jeśli tylko chce. Zanim jednak to się stało Zosi poziom frustracji i rozdrażnienia koniecznością ciągłego uważania na kogoś chorującego osiągał stan, na który ja reagowałam: ona-robi-to-chyba-specjalnie. No bo jak długo można słuchać'Zosiu, cicho, Anielka śpi", "Zosiu, teraz mama się z Tobą nie pobawi, bo jest chora","Zosiu, nie świeć światła, bo Karolek odpoczywa" itd.,itd. Na ile dziecko mogło to znajdowało sobie zajęcia. Cuda wymyślności z lego, cuda wymyślności z byle czego i moc najróżniejszych przygód jakie spotykały jej Małą - córeczkę, której ciągle coś odpada, a w czasie kąpieli nabiera za dużo wody w członki. "Mamoooooo, wylej Małej wodę z głowy". Bez wątpienia przez te ferie kreatywność dziecku poszła kilka oczek w górę, ale jej prawie-święta cierpliwość została wystawiona na heroiczną próbę. W całym tym jej zapracowaniu brakowało jej ludzi, którzy byli albo w niespotykanej jak dotąd dla niej niedyspozycyjności, albo byli/był (tata) zajęty bardziej niż zwykle. Wszystkim nam uratowało życie przedszkole. Placówka, o ironio:)! Drugi tydzień ferii, ten, który mieliśmy spędzić na lepieniu bałwana u babci i dziadka, przeszczęśliwe Radyjko pławiło się w swoim przedszkolnym dobrodziejstwie. Raz nawet udało nam się wyjść na spektakl w ramach Festiwalu Teatrów dla Dzieci, ale było raczej przeciętnie.
Za to namacalnym dowodem na to, że wszyscy już zdrowiejemy, są wspólne kolacje.  Wszyscy zadowoleni, Radyjko nadaje smoothjazz, Karolek czepia się taty, bo chce zawisnąć mu na ramieniu a tata odczepia się od Karola, bo jego jedno ramię jest teraz zakończone kanapką z miodem a drugie ciepłą herbatą,  Aniołka ma w zasięgu wzroku i dotyku mamę, więc jest prawie niebo; mama świadczy usługi dla zgromadzonej ludności i je niezbyt żwawo. "Dziękuję. Mamusiu, tatusiu, mogę już odejść od stołu?"- jak hartowała się stal, czyli Wersal w NH. "Możesz,ale pomóż mi jeszcze Zosiu zanieść naczynia do kuchni"."Nie mogę taraz, bo jeszcze muszę umyć Małą, ubrać ją, dać jej lekarstwa i muszę z nią zmówić pacierz". 


0 komentarze:

Prześlij komentarz