Minęły już dwa miesiące od naszej wizyty w Poznaniu. Będzie więc to nadrabianie zaległości, a nie aktualności. Choć nie całkowicie. Najpierw bardzo dziękujemy tym, którzy pamiętali, martwili się i modlili za Karola, za udaną operację, za to, żeby było jak najlepiej. Byliśmy przygotowani, że w najlepszym wypadku operacja poszerzenia tchawicy (szerzej piszę o tym
tutaj) zostanie przeprowadzona w czasie tego właśnie pobytu w poznańskiej klinice. W najgorszym, hm...bo ja wiem? Operacja owszem, ale w bliżej nie znanej przyszłości, bo jakaś infekcja czy Bóg wie co jeszcze. Mam już taki nawyk po tych wielu hospitalizacjach, operacjach, nie-operacjach, że kiedy idziemy do szpitala na jakiś zabieg (trudny, łatwy - to nie ma znaczenia), to nie uwierzę, że faktycznie dojdzie on do skutku, do momentu, aż Karol pójdzie na blok i w ciągu 20 minut stamtąd nie wróci. Wtedy już jestem pewna, że zabieg trwa. Pobyt w Poznaniu w niczym się pod tym względem nie różnił. Owszem, mieliśmy zebrany plik dokumentów od super specjalistów, którzy stwierdzali brak przeciwwskazań do zabiegu; mieliśmy już od dawna wyznaczony termin przyjęcia na oddział; i wreszcie byliśmy już na miejscu. Ale to wszystko bynajmniej nie przesądzało sprawy. O zdumiewających perypetiach, jakie nas spotkały na miejscu, rozpisywać się nie będę.
Dość powiedzieć, że okazało się, że nie ma jedynego lekarza, który taki zabieg mógłby zrobić i nie wiadomo kiedy wróci. Poza tym dokładnie w dniach naszego pobytu rozpoczął się remont generalny bloku operacyjnego...Gorzej niż źle. Jedyną rzeczą, jaką można było nam zaproponować w tej sytuacji, to powtórne badanie direktoskopowe. Po to, aby się przekonać, czy przewężenie jest nadal tak duże jak pół roku wcześniej. Badanie potwierdziło przewężenie tchawicy. I kiedy już po tych trzech zakręconych dniach, w beznadziejnych humorach, zbieraliśmy się do domu, lekarz ( ten jedyny, bez którego nikt nie poszerzyłby Karolowi tchawicy) wrócił z wyjazdu służbowego i prosto z lotniska przyszedł do nas. Wiedział, że na niego czekamy. Porównał wyniki badań (to on pół roku wcześniej robił ditektoskopię) i poinformował nas, że operacja nie jest konieczna, bo przewężenie tchawicy się zmniejszyło...
|
Tym razem też odwiedził nas dr Clown:) |
Jak to możliwe? Refluks! A raczej jego brak:) Operacja antyrefluksowa (fundoplikacja metodą Nissena) sprzed czterech miesięcy okazała się bardzo skuteczna. Wcześniej, pod wpływem kwasów żołądkowych śluzówka tchawicy i krtani była cały czas podrażniana i zaczerwieniona, a zgrubienie po długotrwałej tracheostomii było jeszcze bardziej napuchnięte. Stąd tak duże przewężenie, które jeszcze pół roku wcześniej przesłaniało 3/4 światła tchawicy, a teraz było na tyle zmniejszone, że operacja nie była konieczna. Ale i takie przewężenie wymaga pewnej interwencji. Jednak dużo łagodniejszej, mniej inwazyjnej dla Karolka. Co 3, 4 miesiące będziemy przyjmowani na oddział na tak zwane balonikowanie. Sam zabieg będzie trwał nie dłużej niż godzinę, a na następny dzień będziemy mieli już wypis do domu. Polega to na wprowadzeniu wziernika z balonem, pod wpływem którego zgrubienie lekko pęka. Powstałą szczelinę wypełnia się odpowiednim preparatem. I tak kilka razy. Liczba zabiegów jest różna, w zależności od indywidualnych uwarunkowań pacjenta. Ta dobra i zupełnie niespodziewana wiadomość, nie uśpiła mojej czujności. Historie ostatnich dni ( a wydarzało się co chwilę coś niedobrego, co komplikowało wiele spraw) dostatecznie przekonały mnie o słuszności przysłowia "nie mów hop, dopóki nie przeskoczysz!". Jeszcze nie wróciliśmy do Krakowa, więc należało zachować odrobinę czujności, np na wypadek, gdyby... 6 minut od kliniki miał nam się zepsuć samochód. W sobotę. Dalsze przygody dobre są już na inny post. Wróciliśmy do Krakowa pociągiem. A tam, a raczej tutaj, nasi nieocenieni znajomi, którzy w takich sytuacjach sprawdzają się idealnie:) Powtarzam dość często, że jednym z nieba spadają pieniądze a innym ludzie. My należymy do tych drugich. Szczęściarze!:) Suma summarum: wszystko skończyło się jak najlepiej! A z Karolkiem na pierwsze balonikowanie do Poznania jedziemy w kwietniu. O efektach napiszę.
|
Nasz sposób na szpitalną nudę... |
|
Silniejsi koledzy, którym łatwo było zabrać Karolkowi zabawkę,
teraz stali w kolejce do naszego wehikułu.
Ale Karol baaardzo długo potrafi się nie nudzić:) |
|
9 godzin podróży pociągiem, to dla Karola 9 godzin świetnej zabawy.
Urodzony podróżnik. |
2 komentarze:
Interesujący blog, podoba mi się . ; )*
Zgłosiłyśmy naszego bloga http://kasia-dusia.blogspot.com/ do konkursu Blog Roku 2011. Zauważyłam , że Ty też bierzesz w nim udział.
Byłybyśmy bardzo wdzięczne gdybyś wysłała SMS-a i zagłosowała na naszego bloga. Odwdzięczymy się tym samym.
Co ci szkodzi , przecież i tak jesteśmy w innych kategoriach. Trzeba sobie pomagać ; )
:)Ha ha ha! No to dobiłyśmy interesu!
Prześlij komentarz