Uciekamy przed upałem. W różne miejsca. W Krakowie 36 st. Zabieram dwójkę dzieci, jedno zostawiam starającemu się w tych warunkach pracować tacie. W sobotę z Zosią i Anielką pojechałyśmy do zoo. Krakowskie zoo jest dobre na upał, bo położone w środku lasku Wolskiego. Jest przewiew, o którym w środku miasta można tylko pomarzyć. Ale najpierw trzeba tam dojechać. Z jedną przesiadką zajęło nam to... półtorej godziny.
Z Zosią dość często poruszam się komunikacją miejską i fajnie nam się razem podróżuje. Ale miałam obawę o Anielkę. Trochę się kręciła, trochę marudziła, ale dość łatwo można było ją spacyfikować. Po swojej stronie miałam jej naturalną, dziecięcą ciekawość świata. "Po zoo" miałyśmy zrobić sobie piknik na pobliskiej "naszej polanie", ale właściwie wszystko co piknikowe, dziewuszki zjadły w zoo. Na takie upalne spacerowo-piknikowe jedzenie, świetnie sprawdzają nam się borówki amerykańskie, jaśki, pomidorki koktajlowe, i morele ( ale z umiarem, bo zbyt dobrze działają na przemianę materii;)).
Upały dają się też we znaki zwierzętom, również tym teoretycznie przyzwyczajonym do spiekoty. Na klatkach dużych kotów można przeczytać informację, że z powodu upałów wybiegi nie są blokowane, żeby zwierzęta mogły się schronić przed słońcem. Jedynie ryś i jaguar spacerowały po swoich wybiegach. Lew z lwicą drzemały pod drzewem. Obecność innych kotków mogłyśmy tylko domniemywać po majaczących prążkach czy plamkach w otworach pomieszczeń, albo odgłosach głośnego dyszenia. Na początek trafiłyśmy na karmienie słoni. Słonie jedzą seler, jabłka i pory. Aniela złamała rodzinną tradycję i nie wystraszyła się słonia. Ślicznie się z nim przywitała -" a kuku tutu!". A na koniec pożegnała: "papa tutu!". Aniołka ma jakąś czujkę na zwierzęta, bo dreptając albo siedząc w wózku i przegryzając jaśki, co chwile wskazywała na jakiś wybieg- w moim przekonaniu pusty - i głośno opowiadał o zwierzęciu, które tam jest. Po chwili okazywało się, że rzeczywiście, siedzi przycupnięty zwierz pod skałka, kamieniem czy w dziurze. Tuptała z zapałem ( w odróżnieniu do Zosi Aniołka na pewno bezie piechurem), właziła w każdą dziurę i zachowywała się tak, jak należy: z zachwytem i zadziwieniem wołała i opowiadała o zwierzętach. Eh, kiedy już ona będzie większa i nareszcie przestanie sikać w majtki i nie będzie robiła afery o przekrzywiony o 0,3 mm. kubek z mlekiem i pozwoli sobie pomóc przy smarowaniu kromki albo przynajmniej nauczy się już racjonalniej gospodarować masłem, kiedy przyjmie za słuszne prawy but ubierać na prawą a lewy na lewą nogę, to razem z tym wszystkim osłabnie "pierwszy zachwyt". A tak bardzo nie chciałabym, żeby moje dzieci mówiły jak dziesięciolatek przy żyrafach - " eee, chodźmy już, nic tutaj nie ma". Nasze dzieci szybciej i bardziej to może dopaść. Nuda w kulturze rozrywki. Mnie został ten durny zachwyt nad stworzeniem i często mam gęsią skórkę na widok "cudownego kwiatuszka" albo "niesamowitego robaczka". Ale dzieciństwo spędziłam w ogrodzie. A bajki wolałam słuchać niż oglądać ( bo bardzo wierzyłam tacie, który mówił mi, że to poprawia wyobraźnię). Moi rodzice nie mieli problemów z nudzącym się dzieckiem:)) Ja (jeszcze) też nie. Wiem, że to może się zmienić. Boję się tego, ale póki co, chcę im pokazać, że życie jest na każdym kroku i w każdej chwili i jest ono bezgranicznie piękne i fascynujące. Chociaż czasami wkurza okropnie. Jak wszechobecne osy w zoo. Pani od lodów (4 zł za rożka śmietankowego!), mówiła, że pojawiły się niedawno, z początkiem sierpnia. Prawie przy każdej ławeczce był kosz na śmieci a każdy kosz bzyczał osami. Dlatego też przystałam na chodzony piknik. Kiedy chodziłyśmy jakby nas ignorowały. Ale zatrzymywanie się było stresujące. Kto mógł, ten nawet sikał w majtki. A jak w majtki to i w sandałki. A w posikanych sandałkach się nie chodzi, a jeśli inaczej myślisz mamo, to po minucie gorzkich żali zmienisz zdanie. Biegała więc Anielka na bosaka i jak tknięta niewidzialną siłą cofała się o krok, kiedy tylko wyszła z cienia i poczuła gorący asfalt.
Gdzieś za żyrafami są ule i pszczele reality show na ekranie. I automat z miodem. Zosia wybrała sobie miód...fioletowy. Fioletowa nakrętka ma być wg niej gwarancją doskonałego smaku.
A dla Karola zoo jest raczej takie sobie. Bardziej cieszy się z wozu technicznego niż z antylop obok których przejechał.
Autobusy do i z zoo kursują co 20 min. Dla osób posiadających Krakowska Kartę Dużej Rodziny ulga 50%. W mini zoo tym razem nikt nie przygotowywał na bieżąco marchewek i sałaty, którymi dzieci mogłyby przymilić się do zwierząt. Ale nie było zakazu przymilania się do zwierząt znaleziona trawką czy sianem.
0 komentarze:
Prześlij komentarz