A właściwie samym ich końcu. W Borach Tucholskich z Mają i trójką jej robaczków.
My tam oni siam. Tata z Karolem w Chochołowie a ja z dziewczynkami 600 km od nich. I my i oni czuliśmy wakacyjny letni splin. Zatęskniliśmy za sobą bardzo. Po dwóch tygodniach lata bez siebie z przyjemnością oglądaliśmy nasze niewspólne zdjęcia i słuchaliśmy swoich niewspólnych historii. Ciekawe uczucie:) U nich na co dzień rżenie koni u nas klangor żurawi. U nich widok na Tatry, u nas las w lesie obok lasu. U nich oscypki z żurawiną u nas żurawina zbierana w ostatnim momencie. U nich dzień na ciepłych basenach termalnych u nas dzień nad chłodnym Bałtykiem (uwielbiam!). Oni w drewnianych domkach w stylu zakopiański my w drewnianym domku z błękitnymi drzwiami i oknami. U nich organizacja jak w zegarku u nas każdy dzień bez zegarka. U nich i u nas gdzie nie spojrzysz dzieci.
Przywlokłam stamtąd jarzębinę, rokitnik i żurawinę na przetwory (już przetworzyłam:)), suszone kozaki, prawdziwki, podgrzybki i dużo zdjęć. Jak zwykle za dużo:)
My tam oni siam. Tata z Karolem w Chochołowie a ja z dziewczynkami 600 km od nich. I my i oni czuliśmy wakacyjny letni splin. Zatęskniliśmy za sobą bardzo. Po dwóch tygodniach lata bez siebie z przyjemnością oglądaliśmy nasze niewspólne zdjęcia i słuchaliśmy swoich niewspólnych historii. Ciekawe uczucie:) U nich na co dzień rżenie koni u nas klangor żurawi. U nich widok na Tatry, u nas las w lesie obok lasu. U nich oscypki z żurawiną u nas żurawina zbierana w ostatnim momencie. U nich dzień na ciepłych basenach termalnych u nas dzień nad chłodnym Bałtykiem (uwielbiam!). Oni w drewnianych domkach w stylu zakopiański my w drewnianym domku z błękitnymi drzwiami i oknami. U nich organizacja jak w zegarku u nas każdy dzień bez zegarka. U nich i u nas gdzie nie spojrzysz dzieci.
Przywlokłam stamtąd jarzębinę, rokitnik i żurawinę na przetwory (już przetworzyłam:)), suszone kozaki, prawdziwki, podgrzybki i dużo zdjęć. Jak zwykle za dużo:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz