Frywolitki nauczyłam się robić dzięki Z. Wiedział, że bardzo mi się podobają, kupił mi o nich książkę opatrzył ją dedykacją, jedną z tych, które po czasie stają się cenniejsze niż sama książka. Potem razem ślęczeliśmy przed komputerem w poszukiwaniu filmów instruktarzowych: jak zrobić ten cholerny supełek, żeby zechciał się przesuwać po nitce! Kiedy już znaleźliśmy taki film, to Z. przez tydzień cierpliwie znosił moje codzienne, uporczywe biadolenie, że wkurzają mnie te supełki i na pewno się tego nie nauczę:) Dzięki kochany!
Kiedy jednak nauczyłam się dobrze wiązać supełki, zasuwałam czółenkiem dla zdobycia wprawy. I tak zrobiłam trzy niepotrzebne taśmy, które w końcu znalazły miejsce na półkach z książkami. |
Ja robiłam choinkę, ale ktoś stwierdził, że mógłby to być kolczyk. Hm, może i mógłby być. |
Naszyjnik dla mamy, bo nie dawała mi spokoju.:) |
Aniu, ale to jest fajne! Asia Leonowicz
OdpowiedzUsuńTaaaaak! Frywolitki są świetne.
OdpowiedzUsuńPiękne! Gratuluję talentu i przede wszystkim CIERPLIWOŚCI!
OdpowiedzUsuńa ja chyba nic nie umiem robić ;-(
OdpowiedzUsuńkokieteria, kokieteria Góraleczko przemawia przez Ciebie;)
OdpowiedzUsuń