Garniturek taki na styk. Najwyraźniej Karol podrósł od ubiegłego maja. Pogoda podła. Z Krakowa wyjechaliśmy w minorowym nastroju. Znacie to, kamyczek na kamyczek aż nagle ogłaszacie alarm lawinowy, tylko nie ma gdzie uciec. No może do sanktuarium. Pobożne gadanie. Nie lubię takiego. No ale jak nie zachwyca, kiedy zachwyca. Weszliśmy prawie ostatni do kościoła, siedzimy z naszymi kamykami w głowach przed tymi ołtarzami z polerowanego na błysk wapienia debnickiego i jakiś dysonans.
Między kamyki wtykam słowa do Niego, mówię o tym jak jest i czuję jakby ktoś te kamyki ze mnie zdjął. I dał poczuć, że TERAZ to JESTEM TUTAJ. A w tym samym momencie Z. szeptem mi do ucha, że coś niesamowitego mu się stało, że jest mu lżej, że dobrze mu tutaj. Ks. Piotr i pani Gosia jak w ubiegłych latach tak i teraz, tutaj zaplanowali ten dzień. Sanktuaria, sanktuaria. W sondzie ulicznej odpowiedziałabym, że kojarzą mi się z dewocjonaliami ( niezapomniane Lourdes, ajajaj!), tłumem, tabliczkami z zakazem fotografowania i chodzenia w krótkich spodenkach. I autokarami na parkingach. Ale mam takie trzy wspomnienia z trzech sanktuariów: przychodzę bez natchnienia, a wychodzić mi się stamtąd nie chce. Tak było pewnego lata w Leśniowie, kilka lat wcześniej w Kalwarii a teraz w Czernej. Nie, nie, to nie są magiczne miejsca. Nie czułam się w nich ani oczarowana, ani zaczarowana, ani podekscytowana tajemniczością ble, ble, ble. Po prostu czuję, yyyy, no nie wiem jak to napisać. czuję, że tego nie muszę tłumaczyć, ani tłumaczy się z tego:) Dobrze. Właściwie wczoraj też tak było.
Po mszy św. "nasz" karmelita pokazał nam stare i świeżo otwarte muzeum karmelitańskie. Robiłam jakieś tam zdjęcia, ale nie wkleję ich, bo w porównaniu z rzeczywistością są bardzo liche. A muzeum absolutnie warto zobaczy, poczuć. Jego autorami jest zespół ludzi tworzących muzeum Powstania Warszawskiego. Potem wspólne stołowanie, rozmawianie. Dobre, bardzo dobre minuty razem. My ze strzykawką i rurką do pega, Olka z pomrukiem ssaka i furkotem z tracheostomii, Marysia pokrzykuje, Asia i Gaba przysypiają w dużych jak karoce wózkach - to jest klimat kochani:) W takim gronie na prawdę dobrze nam jest. I przypomina mi sie cytat z reguły karmelitańskiej, która przeczytałam piętro niżej w muzeum "potrzeba nie podlega prawu", prawu savoir -vivre również.
Wyjechaliśmy jako ostatni z naszej rocznicowej grupy.
Pogoda ciągle podła. Ciśnienie niżej coraz niżej. W samochodzie ziewamy i ziewamy. Nic się nie zmieniło. Ale jest inaczej. Dzięki Kaku, że zabrałeś nas do Czernej. Jak będzie cieplej to kiedyś my zabierzemy tam Ciebie i Twojej siostry.
Wyjechaliśmy jako ostatni z naszej rocznicowej grupy.
Pogoda ciągle podła. Ciśnienie niżej coraz niżej. W samochodzie ziewamy i ziewamy. Nic się nie zmieniło. Ale jest inaczej. Dzięki Kaku, że zabrałeś nas do Czernej. Jak będzie cieplej to kiedyś my zabierzemy tam Ciebie i Twojej siostry.
w starym muzeum misyjnym |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz