Taki czas, że nic się nie chce. Tylko spać się chce. I pić. Znaczy nawadniać, bo rtęć w termometrze się zagalopowała. Ale przecież tort Karol musi mieć. Ósme urodziny są tylko raz w życiu. A że wypadają w samym środku upalnego lata. No cóż, kiepska wymówka. Ale tort bez gości?! Bez sensu. Nie te urodziny, nie Karola:) Hm...Od jakiegoś czasu częściej o naszym Małym Księciu mówię/myślę Karol a rzadziej Karolek. Zmienia się chłopak. No więc klamka zapadła. Będzie feta, będzie tort, będą goście. Na polanie z altaną jak przystało na sierpniowe urodziny. Trochę na wariata zamawiam tort (A na torcie musi być koparka. Najlepiej żółta. - Z tym może być problem, bo mamy pomarańczowe, ale zrobię co w mojej mocy), zapraszamy gości i robię zakupy. Mało czasu, duża niedyspozycja - wpadki będą nieuniknione. Byle goście dopisali, bo z ludzkiego gwaru i zamieszania młody może ucieszyć się najbardziej :)
Zaczęło się nieźle. Samochód stał w cieniu, wsteczny wszedł za pierwszym razem, ponadto dałabym głowę a nawet dwie, że niczego nie zapomniałam. Z wiatrem we włosach (bo klima nawaliła) jedziemy po tort. Kurza twarz! Zapomniałam świeczek! Telefon alarmowy do Justyny - uff, świeczki będą. Dzieci śliczne, wakacyjne od urodzenia odporne na upał, upchane na tylnym siedzeniu jak sardynki. Szpilki tam nie wciśniesz, ale małoletnim (jeszcze;)) to nie przeszkadza. Karol i Zosia wpatrują się w śpiąca Anielkę zwiniętą jak pomarańczowa gąsienica. Zosia doń zagaduje i śpiewa, Karol uśmiecha się i pilnie obserwuje, jakby ktoś miał go z tych obserwacji potem odpytywać. Zakuwa na pamięć siostrę:)
Żeby tylko nikt nam nie zajął polany i altany. Martwię się, bo umiem. Niemartwienie się wymaga wysiłku, a od wysiłku się pocę. A po co mi to? Na zewnątrz jest 36st. No to martwię się, bo przynajmniej od tego mniej się pocę. Może bym sobie darowała wydumane zmartwienia, gdybym wiedziała, że pojawią się realne - tort jest nie tam gdzie miał być:D. Jedziemy tam, gdzie jest, a szefowa bardzo przeprasza i wystawia rachunek o 5 zł niższy - za zamieszanie:) Kopara śliczna. Żółta jak kopara. Jest coraz weselej i już wiemy, że może i nie będzie wg planu ( gospodarze mają już pół godziny spóźnienia, a to nie koniec niespodzianek) ale na pewno będzie radość. Lasek Wolski przeżywa oblężenie. Straż Miejska wystawiła ponad 100 mandatów za parkowanie na trawce. A że jest weekend to wjazd na górę mają tylko takie Karole, a reszta za karę że zdrowa, podąża pieszkom. I to jest niespodzianka nie tylko dla naszych gości. Następne 45 minut dzieje się w kilku czasoprzestrzeniach - Wypakowujemy dzieci, spotykamy po drogach naszych gości, inni są już na miejscu, po kolejnych Zbyszek jedzie na dół, w międzyczasie Asia informuje nas, że za półtorej godziny tańczy na Wawelu menueta, Łukasz rozwiesza bibuły pod batutą uroczej żony, Anielka głośno i wyraźnie coś do mnie "mówi". Kaku próbuje odnaleźć się w nudnym otoczeniu przyrody bez ukochanych znamion placu budowy lub przynajmniej drogi krajowej. Z tej przyrodniczej opresji ratuje go Asia (ta od menueta, Czerwonej Giselle czy mazurka) ofiarując w prezencie dźwiękową książeczkę pod niepokojącym tytułem Hałasy. Karol jest jej wdzięczny, że tak powiem niewymownie:) Dzieci biegają, puszczają bańki i zupełnie nie wiedzą, że impreza ma poślizg o godzinę:) Za ten poślizg jest mi przykro szczególnie ze względu na ograniczony czas Ani, z którą poznałyśmy się przez Karola a spotykamy się niezmierni rzadko, bo raz w roku i zawsze w okolicach zoo;) Ah, zapomniałabym dodać, że altana była wolna a na planie oprócz nas wylegiwały się w słońcu dwie niejadowite jaszczurki 60+. A kilka arów dalej tłumy, które nie miały pojęcia o naszej polanie:) I niech tak zostanie.
Tort odpalamy o 12.00. Karol nie zdążył zrobić szczegółowego przeglądu żółtej kopary, bo gromadka sięgająca kilka centymetrów ponad stół pochłaniała tort oczętami, a menuet nie dawał mi spokoju. To tu, to tam niosło się w chłodniutkiej, milutkiej altanie apetyczne mmmmmmm....Widać tort wart był swojej ceny a zapewnienia cukiernika (mojego ulubionego, oprócz tego na Stradomiu), że jego dzieci jedzą to jak danonki, bo tak im smakuje - prawdziwe.
Były bańki mydlane, małe i duże. malowanie na prześcieradle, piłka-wielka-frajda (zyskała Karolowe uznanie przez chichranie). Było chłodno, przestronnie, zielono, miło i niespiesznie. Karolek siedział sobie na ławeczce, delektował się hałasami i śmiał serdecznie z pękającej w rękach piłki. Przyjmował z radością każdego kto do niego podchodził, zagadywał, popatrzył w oczy:) Dziękujemy Wam nasi drodzy goście za Waszą serdeczność dla naszego wyjątkowego ośmiolatka. Dziękujemy, że nie boicie się jego innego świata, że do niego mówicie nie licząc na słowa odpowiedzi. Że odgadujecie jego szyfr a porażkami się nie zniechęcacie:)) Na prawdę jesteśmy Wam za to wdzięczni:). Karol też:) Prócz Was jest jeszcze sporo tak fantastycznych ludzi, którzy powinni znaleźć się również na tamtej polanie, ale że impreza była organizowana na łapu capu z Anielką na ręku, to i nie udało się zebrać ich wszystkich zusammen.
Niestety część gości musiała opuścić nas wcześniej. Mamy nadzieję, że poczucie lekkiej dezorganizacji udało nam się nadrobić Karolem, dobrym tortem i humorem no i polana z altaną dorzuciły nam kilka plusów. Jednym słowem, mam nadzieję, że za rok przyjmą zaproszenie na 9 urodziny Karola:)
Na robienie zdjęć nie miałam melodii, bo wyparła ją ( szczególnie z początku, również w czasie dmuchania świeczek) melodia Adniele;). Część z tych pod postem jest autorstwa Pawła, któremu dziękuję za udostępnienie :).
fot. Paweł G. |
fot. Paweł G. |
fot. Paweł G. |
fot. Paweł G. |
fot. Paweł G. |
Jak milo wrocic do tych chwil!Az trudno uwierzyc ze w tak upalny dzien znalazlo sie miejsce z tak czarowanym klimatem!
OdpowiedzUsuńPs.Jaszczurki byly hipnotyzujace,myslalam ze tylko ja je widze;)
Jeszcze raz pozdrawiam wszystkich imprezowiczow na czele szacownym jubilatem i jego rodzicielami!!!
Aniu, dla mnie z motywów pozaurodzinowych, przemiłą niespodzianka losu był fakt, że jednak mogłyśmy się spotkać:)
OdpowiedzUsuńDo zobaczenia za rok:)
Urodziny Kaku były cudowne - w prześwietnym towarzystwie, w uroczym miejscu, ze smakowitym tortem, ciepłą atmosferą - Dziękujemy
OdpowiedzUsuńJustyna i Łukasz
P.S.
Nie wiem kto mnie bardziej rozczulił Aniela czy Gawron :)
A jaszczurki to wyglądały jakby pod ochroną były...
Jako dwupak rozczulali oboje:)
OdpowiedzUsuńJustynko, dziękuję Wam za nieocenioną pomoc logistyczną i przemiłe Wasze towarzystwo :)